- Ten świat jest zły - zaczął filozoficznym banałem Funeris, cały czas wąchając napar i delektując się jego miętowo-orzechowym zapachem. - Nie wszyscy z was wiedzą, ale nasze ukochane bractwo ma pewien problem z nie do końca poznaną i rozpracowaną... szajką. Sektą można powiedzieć. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, próbowali wzywać demony, sprzymierzyć się z nimi, wykorzystać do swoich celów. Działali jednak również na zdecydowanie innej płaszczyźnie. Porywali mieszkańców wyspy, wyciągali informację, tworzyli siatki wywiadowcze i organizowali punkty zbiórek swoich porąbanych wyznawców. Z tego, co do tej pory udało mi się ustalić, to dowodzi im jakiś pokręcony czarodziej, ale chyba nie studiujący nigdy w naszym królestwie. Mocna persona, nieuchwytna, diabelnie... irytująca. London Price. Ten London działa dla kogoś, kto tytułuje się imieniem Orwell. Trudno mi było zasięgnąć o nim informacji, ale Lucas, nasz Marszałek, któregoś razu doszedł do tego, że był to jakiś szalony ni to magik, ni to kultysta, który mieszkał w posiadłości Boleskinen, na Valfden. Problem tylko właśnie w tym, że to było przeszło trzysta, czterysta lat temu. Na razie, próbując podciąć im skrzydła, likwidowaliśmy ich punkty operacyjne. W jednym z nich znaleźliśmy listę nazwisk. Na wszystkich zostały zorganizowane ataki. Dotarliśmy do dwóch z nich, wiem gdzie przebywa trzeci. Na Zuesh. Dlatego właśnie tam płyniemy. Lucas obronił swoje życie, ja również. Obecna tutaj Elizabeth zdołała rychło w czas uchronić przed podobnym losem Krzysztofa z Mamina, następną osobę z listy, przechwytując ją i dostarczając bezpiecznie nam do Cytadeli. Niejaki Vuko Wierzbowczyk okazał się następną ofiarę Sekty Orwella. Mój wywiad dowiedział się, że niedługo po zaanektowaniu Zuesh przez nasze królestwo, Vuko skrył się na wyspie, widocznie czując oddech na plecach. Mój kontakt na wyspie powie nam więcej, gdy dopłyniemy do Hesperos.