Jurand uchylił drzwi i zaprosił panów do środka. Sam chwycił za latarnię podaną mu przez jakiegoś pachołka stojącego przed wejściem. Szedł za Melkiorem i Themem. ÂŚrodek pomieszczenia był bardzo ciemny, jedyne okno znajdowało się z lewej, lecz oprawione ciemną błoną nie przepuszczało zbyt wiele promieni i oświetlało niewiele przestrzeni. Skąpane w mroku beczki i skrzynie zdawały się upiorne. Człowiek idący za nimi nie pomagał im w znalezieniu niczego, gdyż światła pokrywało tylko ich plecy. Drzwi za nimi zamknęły się, lecz z przodu odsłonięto komin z palącym się drewnem. Zakryty wcześniej metalową zasłoną faktycznie wydawał się nieco żarzyć, ale trudno to było jeszcze chwilę wcześniej dokładnie określić. Teraz jednak buchnął światłem i ukazał sylwetki czterech kuszników celując prosto w piersi dwóch przybyszów.
- Spokojnie panowie, spokojnie... - powiedział Jurand, a w jego ręku ciążył już miecz, niewiadomo kiedy dobyty.
//Co ty gadasz, całe życie spędziłem w tamtym rejonie i problemów większych nie miałem nigdy. Dwie kobiety znalazły się na zielonym placyku. Krzewy, klomby z kwiatami, niewysokie drzewka, alejki wysypane żwirem. Z głównego placu szły cztery odnogi, dwie na prawo, jedna na lewo i jedna na wprost. Ta na wprost prowadziła do budynku oznaczonego, widać to było z daleka, wielkim napisem "REKTORAT". Z lewej było coś o malarstwie i rzeźbie, z prawej, między czubkami drzew, wyłaniał się jakiś napis świadczący, że jest to coś związanego z muzyką. Wszędzie wokół kręcili się ludzie, kunanie, elfowie, niziołki... No dosłownie wszyscy.
A Gorn z Funerisem przekroczyli próg lokalu. Przeszli najpierw przez krótki hol, gdzie krzątały się kunańskie kobiety, o szarawym futerku, modrych oczach i spiczastych uszach. Przybrane były w zgrzebne opaski na biodrach i ramionach, które spadały im nieco niżej. Miały złote bransolety, naszyjniki i mnóstwo kolczyków. Kłaniały się serdecznie i witały w "Essorze, najlepszym domu tego świata". Następnie, za skrzydlatymi drzwiami, znajdował się główny zajazd. Wyłożony mięsistymi dywanami, z okrągłymi stolikami z paroma krzesłami przy nich. Po całym pomieszczeniu kręciły się ludzkie, elfie i kunańskie kobiety. Było kilku mężczyzn-kelnerów, głównie maurenów i rosłych kotowatych, o szerokich barkach i tęgich spojrzeniach. Wszyscy byli ubrani raczej skąpo, chociaż nie wyzywająco i wulgarnie. Wszystko mieściło się w granicach dobrego smaku, wyrachowania i ekskluzywności. Z lewej strony, przy szerokich oknach, znajdował się swego rodzaju bar, szynkwas. Kręciło się tam parę osobistości, rozmawiających z kelnerami i między sobą. Nad wszystkim czuwał człowiek, ubrany w stylowy kubrak z przewiązaną wokół szyi chustą. Spoglądał na swoje dzieło z drugiego piętra, opierając się o balustradę. Dostrzegł anioła od razu, odwrócił się więc na pięcie i powędrował w dół szerokimi schodami ukrytymi naprzeciwko wejścia.
Tymczasem do dwóch mężczyzn podeszły dwie przepiękne maurenki, błyszczące klejnotami i olśniewające wdziękiem. Jedna wzięła Gorna pod pachę, pytając się o samopoczucie i chwaląc jego doskonałą muskulaturę.
- Coś dla Ciebie, aniele? Spragniony?- Pszenicznego koźlaka. Małą szklanicę, jestem na służbie - uśmiechnął się szarmancko Funeris, dając się ponieść razem z Gornem w stronę jedno z wolnych stolików. Mimo iż wydawało się to niemożliwe w takim lokalu, stolik od razu się znalazł. Anioł z paladynem zauważyli też, że kelnerki dostrzegły nadchodzącego już właściciela, który skinął na nie i wydał bezgłośny rozkaz samym gestem. Wtedy obie maurenki wywinęły się skrzętnie, naprowadzając ich na miejsce nieco bogatsze i wyraźnie mocniej pasujące dla książąt, niźli pachołków. Zasiedli więc na wygodnych, obitych czerwonym materiałem krzesłach. Stół wykonano ze świetnego, starego dębu. Rzeźbiony w motywy kwiatowe robił naprawdę niezłe wrażenie.
Klemens był o piętnaście, może dwadzieścia kroków, gdy zagadnął jednak kogoś po drodze. Rycerze z Bractwa mieli więc chwilę czasu na wymienienie ewentualnych uwag i spostrzeżeń. Klemens dał znać kelnerkom, by zajęły się dwójką gości, on niedługo do nich dołączy.
- A dla Ciebie, wojowniku? Napiłbyś się czegoś?[/i] - zapytała ta druga, która wcześniej prowadziła Gorna pod ramię. Pachniała miętą, uwodzicielsko. Funeris na wszelki wypadek skinął, żeby Gorn się nie krępował i coś sobie zamówił.