Funeris pokręcił tylko oczami, wypuścił ze świstem powietrze i uznał, że na reformację przyjdzie jeszcze czas. Ale zafunduje im taką reformację, że osławiony kapłan Martin Luter schowałby się pod stół, zawstydzony rozmachem i skutkami działania. Anioł w myślach układał sobie plan działań na najbliższy dzień, od czego będą musieli zacząć, czym się zająć, których informatorów najpierw uruchomić. Dzisiaj jednak jeszcze odpoczną po podróży, prześpią się tutaj, w tym zajeździe.
Mniej więcej wtedy podszedł podszedł oberżysta, niosąc coś, co mogło uchodzić za młodego kreshara, chociaż baron rękę by sobie dał uciąć, że na Zuesh kresharów nie ma. Trochę żylaste zwierzę, ale z mocną tkanką mięśniową, z której jest wiele, widać to dobrze, poprawnie zamarynowanego mięsa. W nozdrza uderzał zapach bazylii i bodajże tymianku, co do drugiego nie był pewien. Bazylia na Zuesh rosła jednak wszędzie i dodawano ją do wszystkiego, od jajecznicy po każdą zupę, a w niektórych częściach wyspy uchodziła niemalże za chwast. Po chwili jakaś dziewka służebna, kunanka oczywiście, doniosła dwie stągiewki korzennego wina. Pachniało dobrze, intensywnie.
- Mięso jest lekkie, delikatne, lekkostrawne. Drogie panie nie powinny mieć nieprzyjemności - powiedział zapobiegawczo karczmarz, patrząc na dwie nie najlepiej wyglądające kobiety. W uchu miał trzy zielonkawe kolczyki dziwnie kontrastujące z jego szarą sierścią. Akcent miał wyraźnie zueski, chociaż wspólnym języskiem posługiwał się oczywiście nienagannie.