Królestwo Valfden > Ekkerund
Kopalnia [praca]
Lucjusz Vangraf:
Spacerując zauważyłeś krasnoluda z kilofem w ręce, pilnującego wejścia do jaskini. Gdy podszedłeś bliżej, usłyszałeś nawoływanie.
- Ej ty tam! Podejdź no bliżej, widzę że masz krzepę, nie chcesz może sobie dorobić? Wydobywamy tutaj rudy metali tak potrzebnych do kucia przeróżnych rzeczy. Niestety chłopaki nie dają już rady. Stawka godzinowa zaczyna się od 20 grzywien i rośnie. Jeśli przerobisz dniówkę i nie padniesz ze zmęczenia, mam na taką okazje bonus w postaci 40 grzywien. To jak, decydujesz się? Kilofy są w środku.
Zarobki:
1 godzina - 20 grzywien
2 godzina - 20 grzywien
3 godzina - 30 grzywien
4 godzina - 30 grzywien
5 godzina - 40 grzywien
6 godzina - 40 grzywien
+ 40 grzywien premii za przepracowanie 6 godzin w jednym dniu
Wymagania:
- W kopalni możesz pracować codziennie tylko i wyłącznie do 6 godzin. Co godzinę (z dopuszczalną odchyłką 10 minut) musisz napisać jak pracujesz, inaczej dostaniesz wypłatę za 1 przepracowaną godzinę. Post powinien zawierać co najmniej 3 linijki opisu własnej pracy.
- Chcąc się zatrudnić na dany dzień jesteś zobowiązany do napisania w tym temacie.
- W czasie pracy nie możesz znajdować się na zadaniach czy wyprawach. Również nie możesz przebywać w domach, zakładach czy sklepach innych graczy oraz w instytucjach takich jak np. Ratusz czy Skarbiec.
- Nie możesz pozyskiwać żadnych metali.
Raymund:
Łopata miała złamany trzon. Szukał chwilę jakiejś innej, ale ten ciemnoskóry człowiek obok niego również nie mógł znaleźć żadnej innej, więc obydwoje zdecydowali, że po prostu podziałają tym, co mają. Sporo urobku, który wyglądał zupełnie tak samo, jak wszystko inne wokół, zostało przerzucone na wózek. Równie brudny wózek, co wszystko wokół. Raymund nawet nie próbował się rozwodzić nad tym, jak oni teraz wytopią z tego rudę, czy w ogóle wytopią z tego rudę i ile tej rudy będzie, jak już rudę z tego wytopią. Chwycił mocniej łopatę i zgarniał kolejne to kawałki kamulców. Mięśnie bolały go od nieustannej pracy, braku tlenu i nadmiaru wszystkiego szkodliwego. Zaczął się zastanawiać jak ci wszyscy krasnoludowie wytrzymywali w tych warunkach, ale oni po prostu chyba mieli pył i sadzę we krwi. Bo że mieli to wszystko w płucach, było absolutnie pewne.
//Godzina numer 4.
Raymund:
Wózek dotarł ledwo do połowy, by ktoś przeraźliwie zaczął krzyczeć za ich plecami. Raymund i ten ciemnoskóry, który się okazało, że ciemnoskóry był tylko dzisiaj, bo ogólnie był nawet bledszy niż on sam, odwrócili się momentalnie i nieco z przerażeniem spojrzeli w tunel po lewej. Jakiś krasnolud podbiegł w tamtą stronę, trzymając przed sobą lampę i oczywiście niezrozumianie, bo w specyficznym żargonie, kazał im wracać do pracy. Chcieli popchnąć dalej wózek z urobkiem, lecz zatrzymany trudno było znowu rozbujać, mocowali się więc chwilę, jakimś cudem wydobywając z siebie jeszcze nieco wilgoci w postaci potu. Raymund już obmyślał plan na to, jak rozpali gdzieś ognisko za miastem, zdejmie z siebie ten cały brud i chyba spłonie żywcem. A co tam.
//Godzina numer 5.
Raymund:
Gościu po prostu oszalał, jak się okazało. Zaczął widzieć niebieskie myszki, które biegały po jego ciele, żarły go od środka, wychodziły uszami i srały mu pod skarpety. Raymund machnął mu tylko na pożegnanie, gdy wynosili go na górę, prosto do ciasnej windy, żeby nie siedział już w ciasnych korytarzach. Zrozumiał coś, że muszą chyba sprawdzać stan psychiczny potencjalnych górników, bo to już trzeci w tym tygodniu, co widział kolorowe myszki w jednym z szybów.
Raymund uśmiechnął się pod nosem, zebrał narzędzia i ruszył do tego samego szybu, skąd właśnie jegomościa wyniesiono, gdyż rozkazano im uprzątnąć tamto miejsce, dorzucić wózki do pełna i ruszyć z resztą na górę, bo szyfta się właśnie kończyła. Praca ciążyła niemiłosiernie, lampa przygasała przeraźliwie, a łopata zdawała się wielką, nagrobną płytą, która zaraz ich wszystkich przykryje. Pracował jednak wytrwale, próbując dokończyć dzieło.
Gdy zobaczył małe stworzonko o długim, cienkim ogonie, które przemknęło koło stoiska na kilofy i oskardy, rzucił łopatę pod ścianę i ruszył prosto do windy, nie obracając się za siebie. Wziął pieniądze od kierownika zmiany i skierował się do łaźni. Albo przynajmniej czegoś, co łaźniami nazywano.
// Godzina numer 6, ostatnia. Pieniądz poproszę.
Marduk Draven:
--- Cytat: Raymund w 02 Listopad 2019, 22:37:15 ---Gościu po prostu oszalał, jak się okazało. Zaczął widzieć niebieskie myszki, które biegały po jego ciele, żarły go od środka, wychodziły uszami i srały mu pod skarpety. Raymund machnął mu tylko na pożegnanie, gdy wynosili go na górę, prosto do ciasnej windy, żeby nie siedział już w ciasnych korytarzach. Zrozumiał coś, że muszą chyba sprawdzać stan psychiczny potencjalnych górników, bo to już trzeci w tym tygodniu, co widział kolorowe myszki w jednym z szybów.
Raymund uśmiechnął się pod nosem, zebrał narzędzia i ruszył do tego samego szybu, skąd właśnie jegomościa wyniesiono, gdyż rozkazano im uprzątnąć tamto miejsce, dorzucić wózki do pełna i ruszyć z resztą na górę, bo szyfta się właśnie kończyła. Praca ciążyła niemiłosiernie, lampa przygasała przeraźliwie, a łopata zdawała się wielką, nagrobną płytą, która zaraz ich wszystkich przykryje. Pracował jednak wytrwale, próbując dokończyć dzieło.
Gdy zobaczył małe stworzonko o długim, cienkim ogonie, które przemknęło koło stoiska na kilofy i oskardy, rzucił łopatę pod ścianę i ruszył prosto do windy, nie obracając się za siebie. Wziął pieniądze od kierownika zmiany i skierował się do łaźni. Albo przynajmniej czegoś, co łaźniami nazywano.
// Godzina numer 6, ostatnia. Pieniądz poproszę.
--- Koniec cytatu ---
- Oto twoje 220 grzywien za pracę - powiedział kierownik, wręczając Raymundowi spory mieszek wypełniony grzywnami.
Nawigacja
Idź do wersji pełnej