Praca w kopalni, gdzie słońce nie praży, była znacznie bezpieczniejsza od jakiegoś smażenia się na arenie. Złapał za kilof, ogłosił, że rozpoczyna zmianę i ruszył przez tunele kopalni, szukając jakiegoś "zacisznego", a raczej osamotnionego miejsca. Ostatnim, czego chciał, był jakiś obsrany krasnolud do towarzystwa. Krasnoludów nie znosił, nawet gdyby usychał, nie wypiłby jego krwi. Wampir splunął, wziął srogi zamach i łupnął w kopalni. Zaczął się srogi dzień łupu-łupu w kopalni. Zartat da, że będzie to soczyste sześć godzin.