Stisla otworzył oczy. Zastanawiał się co robią tak nisko zawieszone gwiazdy nad jego głową. Ciężką głową.
- Oj, ale boli - jęknął i chwycił się za głowę, teraz już wiedział. Spojrzał na śpiącą obok dzieweczkę i próbował w pamięci wyszukać jakiejkolwiek informacji skąd ona się tu wzięła. Nie pamiętał.
- Wesele się chyba udało. - uśmiechnął się do siebie dalej trzymając się za głowę.
Wstał nieprędko, alkohol jeszcze mu szumiał w uszach, ale i chyba w nogach co nieco "zostało". Dopiero teraz zauważył, że jest boso. Rozejrzał się. Spod stosu siana wystawały jego wędrowne buty. Sięgnął po nie tracąc równowagę i jednocześnie wpadając przy tym całym ciężarem ciała na jasnowłosą. Na szczęście zdążył w porę zareagować i nie zadusić jej we śnie. Jak porażony odskoczył. Dziewczyna obróciła się tylko głowę w drugą stronę...
"Kac Morderca" dawał się we znaki z nasilającym skutkiem. Stisla rozpoczął poszukiwania czegoś co ugasi jego pragnienie. W tym celu udał się do karczmy. Kątem oka dojrzał jakiegoś znajomego elfa, ale pożądanie brało górę. Skierował się do stołu. Do tego, na którym ujrzał dzbany do napojów. Pierwszy pusty, drugi także. Krasnolud zaczął się niecierpliwić, dopiero w kolejnym znalazł dość sporą ilość wina. Wypił wszystko do dna...
- Nareszcie nie widzę podwójnie - zauważył po czym przypomniał sobie o Melkiorze i o śpiącym na stole elfie, którego minął przed momentem. Połączył fakty -tak, to ta sama osoba. - Melkiorek też całkiem, całkiem zabawił - zanucił wesoło pod nosem po czym podszedł do niego i szturchnął kompana.
- Te, mości druhu, na nas chyba już czas.