//Na sam koniec, będzie najlepiej.
Karczma jak karczma, obszerne pomieszczenie, w którym nie dość, że czuć było woń alkoholu, to i rzygów z pieczenią, która smażyła się nad ogniem.
Wszystkie stoliki były w sumie zajęte, za ladą kręcił się gruby barman, owłosiony na mordzie, łysy na czaszce.