- Anosh!- wyszeptałam, rzucając na siebie zaklęcie wzmacniające - Grashiz! - kolejna wzmacniająca inkantacja, po czym dobyłam dwuręcznego miecza i rzuciłam się na zombie, dopadając pierwszego, ignorując wszelkie uderzenia po prostu zaczęłam rąbać z góry na dół, piekielnie ostra klinga niemal przerąbała zombie wpół, przeszłam bokiem, uderzając ze skrętu bioder, odcinając łeb. Kolejny nieumarły rzucił mi się na plecy, przemieściłam się nieco w bok, błyskawicznie odwróciłam, wbijając miecz głęboko w trzewia potwora, dobyłam mizerykordii i wbiłam ją prosto w czaszkę, szklane ostrze gładko przeszło przez kość, niszcząc mózg. Wyrwałam bronie, idąc na kolejnego nieumarłego, zombie skoczył na mnie, próbując wgryźć się w ciało, co po prostu zignorowałam, uderzając go pięścią w twarz, cios pancernej rękawicy rozwalił piękne lico przeciwnika, odepchnęłam telekinezą potwora i potężnym cięciem znad ramienia cięłam prosto w łeb, sztych broni zatopił się w czaszce, obalając stwora na ziemię. Nie zdążyłam wyciągnąć miecza, gdy nadeszło kolejne zombie, ale wtedy pobrałam nieco energii magicznej, przelewając ją do dłoni - Heshar! - wyciągnęłam ręce przed siebie, posyłając na przeciwnika podmuch ognia. Wyciągnęłam szablę, póki co zostawiając miecz w ciele bestii i skoczyłam na kolejnego przeciwnika, całkowicie ogarnięta szałem bojowym, cięłam po nogach i torsie, drugą ręką osłaniając się przed ciosami. W końcu odepchnęłam przeciwnika i zaczęłam go wściekle rąbać po głowie, metodycznie krusząc kości i niszcząc mózg.
Nie dając sobie nawet chwili spokoju, ruszyłam na kolejnych przeciwników, po drodze wyciągając sztylet, natarłam na dwa zombie, przypadkiem odwrócone do mnie plecami. Doskoczyłam i wbiłam sztylet prosto w kręgosłup pierwszego, przekręciłam ostrze w ranie, szerokie, srebrne ostrze gładko cięło nadgniłe ciało, dopadłam kolejnego, uderzając znad głowy prostym, mocnym cięciem, poprawiłam z boku, w skroń, tnąc skórę przeciwnika i dokończyłam robotę, wyprowadziwszy uderzenie po skosie, z góry, żelazo wgryzło się w kości czaszki i przerąbało mózg. Odwróciłam się do okaleczonego wcześniej zombie, wyrwałam sztylet z rany i zamaszyście wbiłam go prosto w łeb.
Wróciłam po miecz, starając się nie stąpać po martwych już ciałach przeciwników, zacisnęłam palce na rękojeści i wyszarpnęłam zaklinowane w czaszce ostrze, miecz wysunął się z obrzydliwym mlaśnięciem. Wykonałam zamaszysty młynek, oczyszczając nieco ostrze z posoki i dopadłam kolejnego zombie, ciesząc się samym fechtunkiem, dawno już nie walczyłam miecze. Cięłam mocno, w bok, nieumarły zdążył się zasłonić, czarna klinga przeszła przez kości jak przez masło, atakowałam dalej, tnąc mocno w kark potwora. ÂŹle stanęłam, nie udało mi się odrąbać łba za pierwszym podejściem, głowa potwora była teraz przytwierdzona jedynie do połowy, warknęłam głucho i dokończyłam dzieła, straszliwym ciosem ścinając głowę.
7x zombie
10x utopiec
5x zjawa