No i tak szła schodami. A było ich wiele, naprawdę wiele. Po drodze widziała zgromadzone oleje do lampy, sproszkowane materiały podtrzymujące zapłon i inne takie rzeczy. Na samym szczycie była po dłuższej chwili - jej zbroja wcale nie pomagała w pokonywaniu tylu stopni. W pomieszczeniu znajdowało się wygaszone palenisko, wielkie lustro odbijające część promieni z powrotem w stronę morza i różne przedmioty, których latarnik zazwyczaj w takim miejscu używa. Wyglądało to tak, jakby nikt nie odwiedzał tego miejsca od co najmniej kilku dni, co pokrywało się z informacjami uzyskanymi wcześniej mówiącymi o tym, że "nawiedzenie" trwa jakiś tydzień do dwóch.