Nie było dobrze. Krótkie nóżki Roddiego nie pozwalały mu na skuteczny pościg, chociaż rozmiary ułatwiały przedzieranie się wśród krzaczorów. O ile długa podróż nie wywoływała u niziołka strachu, bo był długodystansowcem, to postanowił wypróbować czegoś. Nie przestając biec za ofiarą, napiął łuk i wystrzelił. Tyle, że nie celował w niego, a parę metrów w bok i nieco w górę, by chociaż na chwilę odwrócić jego uwagę, czy zmusić by wydostał się nawet na moment z krzaków. Liczył, że szelest po jego boku sprawi, że zmieni nieco trasę ucieczki, a wtedy już miał przygotowaną strzałę, by przy pierwszej nadarzającej się okazji, strzelić w nogę uciekiniera.