To nie był koniec, nie! Nigdy, ale to nigdy się nie podda! Nie po to mu wpajano kijem w łeb zasady, że się nie poddaje, by teraz rezygnował. Uderzył mocno w boki, zmuszając go do ponownego cwału, a swemu ciału na ponów pozwoli się rozluźnić umysłowo...
..pierwszy cel Kruka nie był łatwy. Był to miłośnik koni, o tak. Jeden z niewielu, którzy wolą żyć z tymi zwierzętami, niźli z jakąś kobitą w bordello.
Gdy nastał dzień zlikwidowania go, musiał być ostrożny.. On nie opuszczał koni, ciągle na nich jeździł. Jeśli ucieknie, będzie źle.
Siadł tedy na konia, przebrawszy się wcześniej za jego służącego. Też był czarny, czarnych się nie odróżnia...
Otworzył oczy.. Nie był już na polanie, pędził dalej, przed siebie, przed nim gnał jego przeciwnik. Głęboko odetchnął, spoglądając racjonalnie na swoją pozycję. Jeśli teraz odpowiednio zmotywuje konia, jego prędkość może wzrosnąć. A co wtedy? Doścignie go, uderzy i wyprzedzi, potem zdobędzie pierwsze miejsce. Ale.. czy to się uda? Czy nic się nie stanie? Nie wiedział...
Jechał za nim aż za pagórek, gdzie jego pan chciał dać odpocząć koniowi przy małym jeziorku. Zeskoczył z konia, poprowadziwszy go do strumyka, samemu natomiast rozsiadając się wygodnie i oglądając piękny krajobraz.
Kruk zszedł z konia, potem stanął za nim i go zlustrował.. Wysunął ostrze.
- Wio! - ryknął, szybko mierząc wzrokiem całą przestrzeń. Widział paru ludzi w oknach, jakieś ptaszki sobie gdzieś tam latały, żadnego strażnika. To dobrze, nic niespodziewanego się nie wydarzyło. Dalej mógł przemyśleć, co zrobi jak go dogoni... - uderzyć? Może strącić? Albo ugryźć, jeśli będę wystarczająco blisko?
Wbił ostrze głęboko w kark, uśmiercając go. Myślał, że to koniec jego zadania, że będzie spokój. Nie, to początek.. Z krzaków wyjechała jego ochrona, jakby pewna że coś na niego czyha... Wszyscy na koniach, rzucili się na jednego małego murzyna...
- Eh... - sapnął, lekko już podirytowany. Uderzył konia piętami, potem przymrużył oczy i zbadał odległość między sobą, a tym pierwszym.