Podgrodzie miało swoją charakterystyczną 'przypadłość'. Straż miejska niechętnie je odwiedzała, a gdy już to robiła, to w większych grupach. Pojedynczy obchód, czy nawet w parze był po prostu misją samobójczą. I nie chodzi tu o to, że bandyci lubili się ze strażnikami jak pies i kot. Po prostu dla bandytów taki strażnik był chodzącą skarbonką. Stały żołd i profesjonalny ekwipunek kusił. Oczywiście trzeba jeszcze wspomnieć, że w niektóre rejony nawet zwarte grupy nie zapuszczały się po zmroku. I właśnie takim rejonem było skrzyżowanie ulicy Mokrej i Suchej. Z dala od jakichkolwiek garnizonów, murów miejskich czy wież.
Właśnie tutaj w środku nocy (bo było już przed północą), zgromadziła się spora liczba gapiów składająca się na cały okoliczny folklor. Od mieszkańców parających się w miarę uczciwszą pracą, bo podejrzane typy, które nawet nie wiedziały co to ta uczciwa praca. Epicentrum wyglądało dosyć dziwnie. Przynajmniej dla Ciebie, bo nigdy jeszcze nie widziałeś czegoś podobnego. W miarę równym rzędzie stały trzy konie, doglądane przez swoich właścicieli czy też jeźdźców. Jakiś elf notował coś na tabliczce, inny najwyraźniej zbierał zakłady. Wyścig miał się niedługo zacząć.