Bo to źli ludzie (i dracon i wampir i taru i ork i ork) byli. Krixos ruszył przodem, dotarł szybko na drugą stronę ulicy, pokonując te wszystkie dwa zakręty po tych dwóch małych korytarzykach pod powierzchnią ziemi. Kanały były fajne, nie dało się ukryć. Nie śmierdziało aż tak, jak się można było spodziewać, nie było też jakoś mocno ciemno.
Druga aparatura, identyczna jak ta pod posiadłością Funerisa Venatio, hrabiego Kadev, Marszałka Bractwa ÂŚwitu, ichniejszego paladyna, wielkiego wojownika, pogromcy demonów, postrachu bandytów, oskarżyciela, miecza sprawiedliwości, wiernego kata w imię wyższych spraw, świetlistego anioła... etc. etc. etc. , stała mniej więcej w miejscu, gdzie Aragorn miał trawnik. Bo przecież każdy miał trawnik.
- Aragornie, stawiał Ci ktoś ostatnio fontannę gdzieś na posesji? Nie był to taki nieco szalony z wyglądu człowiek bez połowy nogi? Dolnej połowy - dodał fachowo, jakby można było chodzić bez połowy górnej...