Autor Wątek: [Opowiadanie] Funeris Venatio  (Przeczytany 1684 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Funeris Venatio

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 8062
  • Reputacja: 8788
  • Płeć: Mężczyzna
  • Im więcej wiem, tym więcej wiem, że nic nie wiem.
    • Karta postaci

[Opowiadanie] Funeris Venatio
« dnia: 18 Sierpień 2014, 12:07:45 »
Na wstępie zaznaczę, że koncepcja była taka, iż spiszę historię mojej postaci z gry Marant. Trochę dodam, trochę uzupełnię, czasem nieco podkoloryzuję. Pierwsze za co się wziąłem, to post rekrutacyjny w dziale Dracoński Teleport. Nieco rozbudowana i zdecydowanie zmieniona wersja do przeczytania poniżej. Zapraszam do czytania i hejtowania.


     Mężczyzna siedział w dusznej karczmie gdzieś niedaleko brudnego miasta Eloshar. Głęboko naciągnięty kaptur skrywał jego twarz, zwykłą, raczej pospolitą. Kilkudniowy zarost drapał przy każdym dotknięciu trzydziestoletniego podbródka. Poeta, jak nazwali go kiedyś kupcy, u których zaciągnął się do ochrony konwoju, popijał nieprzyzwoicie mętne i brudne piwo. Pszeniczne. Mało było rzeczy na świecie, które tak bardzo denerwowały człowieka, jak brudna karczma śmierdząca potem, biedą i brudnym kuflem pszenicznego piwa. Jegomość, który zasiadł obok niego przy szynkwasie ubrany był w zgrzebną koszulę, która lata świetności miała już za sobą. Podziurawione portki opinały tłusty zad, ubabrane we krwi świadczyły, że mężczyzna był rzeźnikiem. Z paszczy śmierdziała mu tak, jakby trzy miesiące zalegały tam niestrawione resztki kiepskiej strawy. Zataczając się na swoim chybotliwym krzesełku wylał cały płyn na siebie, nawet tego chyba nie zauważając. Funeris powstrzymał chęć wyjścia z tego przybytku, tłumacząc się jedynie tym, że na zewnątrz lało już od kilku dni i kolejna noc pod gołym niebem zakończyła by jego żywot. Cenił go sobie, więc musiał zostać. Zaczepił oberżystę, położył na blacie trzy grzywny i poprosił o kawałek ciemnego pieczywa i dzban gorącego wina. Jego majątek właśnie skurczył się o połowę, jak z przykrością zauważył.
     Odebrał zamówienie i usiadł gdzieś w kącie, przy jednej z niezajętych ław. Rozejrzał się niepewnie i z odrazą. Czuł się obco. Gdziekolwiek nie pojechał, zawsze czuł się obco. Baron Sun Tzu już dawno przestał płacić swoim żołdakom, więc wszyscy się rozpierzchli po całym kraju. Widmo kolejnej wojny z Meanebem wisiało nad każdym królestwem kontynentu, toteż na pewno gdzieś znajdzie się miejsce dla takiego człowieka jak on. Po drugiej stronie głównej sali dostrzegł starego dziada opowiadającego jakąś historię. Spore zbiorowisko wokół niego znaczyło, że ten albo ciekawie bajdurzy, albo w okolicy tak bardzo brak atrakcji, że nawet on wydawał się interesujący. Na bezrybiu i rak ryba, jak mawiali miejscowi.
     Nie lubił raków…
     Mimo wszystko skusił się i przysiadł bliżej. Był w połowie czerstwego bochna, gdy ruszył się z miejsca i, zabierając coraz lżejszy dzban, przeszedł przez karczmę. Jakiś młodzik widząc go zrobił mu miejsce na długiej ławie, by ten mógł przysiąść się i też posłuchać. Najpewniej jednak liczył na odrobinkę ciepłego jeszcze trunku, lecz srodze się przeliczył. Funeris pozostał niewzruszony na błagalny wzrok gówniarza, któremu ledwo co koper zdążył wyrosnąć pod nosem. Słuchał.
     - …płynąca. Powiadam wam, ludziska, wojna tam nie dotarła. Kurewstwo to… – odchrząknął, splunął na podłogę – królestwo znaczy się, królestwo to pobiło Meaneba w bitwie na Zielonych Równinach. Ichni król, mag elfi, wielki, potężny, rządzi jako ten władca sprawiedliwy i poddanych słuchający. Miłościwy, prawy…
     Płacą mu od każdego pochlebstwa, pomyślał w duchu Poeta. Wyglądało to tak, jakby staruch był jakimś zatrudnionym człekiem, który ma siać plotki wśród pospólstwa. Szkolenie takich i wyprawianie w teren to całkiem dochodowy interes, dzięki któremu parę osób dorobiło się majątków.
     - Teleport do nich odnaleźli – ciągnął dalej. – Monolity rozsiane po całym Ilsumirze okazały się nadal aktywne, jeno włączyć je trzeba było. Tutaj niedaleko, w Eloshar, jeden taki stał. Magowie potężni zadziałali i uaktywnili jego, portal na Valfden czyniąc. Wystarczy wejść w niego i na wyspie się ląduje. Nie trzeba morzami płynąć i śmiercionośnej mgły wdychać, a i smoczy Lewiatan przez krwiożerczego Meaneba pozostawiony nikogo nie zaatakuje. Jeno kłopot w tym taki, że człeka w samym portkach i koszuli wyrzuca, wszystko po drodze zostawiając. Ale…
     Funeris dalej zdawał się nie słuchać. Na Zartata, toż to mogło być to. Nowy świat, nowe królestwo, nowe możliwości. Gorzej niż tutaj mieć nie będzie. Trzy grzywny, które zostały mu w jednej z kieszeni nie starczą na długo. De facto na jeszcze jeden posiłek, może dwa, jeżeli będzie jadł skromnie. Na nocleg w górnej izbie i tak nie miał co liczyć. Ugryzł następny kawałek chleba. Ciemne pieczywo zniknęło w mocnych szczękach, ssanie w żołądku na chwilę ustąpiło, a on mógł dalej rozmyślać. Nie dostał jednak takiej okazji. Drzwi do karczmy otwarły się z hukiem i do środka wparowało kilku zbrojnych. Rozstawili się przy drzwiach, każdy z tarczą, krótkim mieczem i w jednakowych skórzanych pancerzach nabijanych ćwiekami. ÂŻółte i niebieskie pasy zdradzały barona Sun Tzu. Tego samego, który nie płacił swoim ludziom od miesięcy. Poeta poczuł, że musi się ulotnić. Dezercja nie była w dobrym stylu, więc rozpoznanie go mogło zakończyć się nieprzyjemnie.
     - Sun Tzu, baron Eloshar, spędzi noc w tej karczmie. Gościniec rozmoknięty, przejazdu dla wozów nie ma. Zwolnijcie izbę po dobroci, ludzie, albo siły będziem musieli użyć. – Głos karła, który przemawiał, rozniósł się echem po sali. Nikt nie śmiał się odezwać, wszyscy albo gapili się niezrozumienie, albo chowali wzrok w swoje niedopite kufle. Co głupsi rozglądali się wokół, czy będzie okazja do zadymy. Jeden okazał się na tyle głupi, że debilne myśli obrócił w czyny i wystąpił naprzód.
     - Za miejsce w izbie zapłaciłem i sram na waszego barona, szlachciury – powiedział, spluwając na drewnianą podłogę. Karzeł wskazał tylko na niego głową, a dwóch strażników podeszło do zapijaczonego podróżnika i wypłazowało go straszliwie na oczach całej zgromadzonej gawiedzi. Wyrzucili obezwładnione ciało na deszcz i zostawili tak, wracając na powrót pod dach. Nagle w ludzi wstąpiła iskra inteligencji i zaczęli zwalniać ławy z jednej strony karczmy, przenosząc się tam, gdzie siedział stary dziad i Poeta. Co poniektórzy wyszli bocznymi drzwiami do stajni, nie chcąc zostać potraktowanymi tak samo, jak nieroztropny mężczyzna, którego koledzy pierwsi usunęli się z drogi. Funeris nie widział, jak baron wysiada ze swojego powozu i kieruje się do drzwi wejściowych. Wymknął się chyłkiem do swojego konia, radując tym samym młokosa, który otrzymał niedopity dzban wina. Chleb wziął ze sobą. Znalazłszy się w stajni, gdzie kilkoro ludzi i jeden elf próbowało znaleźć sobie jakieś miejsce na sianie. Podszedł do swojego wierzchowca, pogłaskał go po szyi. Kary ogier, niezbyt jurny, a i swoje lata świetności ma za sobą - bodajże najcenniejsza rzecz jaką posiadał. Przykrył konia derką, nałożył siodło, poprawił wszystkie paski i klamry i wyprowadził zwierzę przez drzwi. Mijając młodego chłopaka, który robił za stajennego, przypomniał sobie o trzech grzywnach w kieszeni. Na miejscu i tak mają inną walutę, to pewne… Wyjął je z kieszeni, rzucił młodzikowi i wsunął nogę w strzemię, wspinając się na kulbakę. Deszcz zacinał równo, południowy wiatr przyganiał wszystkie możliwe chmury. Funeris zasunął tylko mocniej kaptur i trzepnął konia piętami.
     Ruszył galopem. Kilkanaście minut później ujrzał w oddali wzgórze, na którym znajdowało się osławione w okolicy miasto Eloshar. Dwie wielkie baszty przy bramie wjazdowej, teraz oczywiście zamkniętej, górowały nad okolicą. Chram znajdował się jednak w nieco innym kierunku, niedaleko starej świątyni na zachodzie. Skręcił więc na mniej uczęszczany dukt, by ruszyć nim ku swojemu przeznaczeniu, jak sobie na szybkiego tłumaczył. Rozmoknięta droga naprawdę dawała się we znaki, koń musiał mocno zwolnić, by omijać błotniste pułapki i nie nadziać się na powyrywane z drzew gałęzie. Koń spłoszył się, gdy przed nogami przemknął mu lis uciekający do swojej nory. Wierzchowiec wierzgnął i zrzucił Funerisa ze swojego grzbietu. Nie dawał się uspokoić, chrapał przeciągle, puszczał pianę z pyska. Człowiek ledwo trzymał wodze, cały mokry, ubłocony i obolały po upadku. Gdy obok uderzył piorun, koń po prostu uciekł. Pognał przed siebie, zostawiając jeźdźca samego na pastwę żywiołu. Jeden z dwóch księżyców wyłonił się na chwilę zza chmur, by o sobie przypomnieć. Noc i tak była jasna, ze względu na ciągłe błyski pochodzące z chmur. Podróżnik, nie mając teraz innego wyjścia, brnął przed siebie. Wiatr nieco mu pomagał w tej nieprzyjemnej wędrówce, gdyż dął mu w plecy. Poeta pokonywał kolejne metry w zacinającym deszczu, wśród grzmotów i błyskawic. Widział już świątynię, która majaczyła za następnym zakrętem przy niewielkim wzniesieniu. Gdy tam dotarł, padł zmęczony pod drzwi. Osłonięty od wiatru, ale nie od deszczu, rozejrzał się dookoła. Teleport powinien gdzieś tutaj być, monastyr specjalnie został tak zbudowany, by sąsiadować z dracońskim monolitem.
     Usłyszał nawoływania dwójki ludzi. Podążył w tamtym kierunku, w stronę lasu. Już po kilkunastu krokach ujrzał niepilnowany przez nikogo portal do innego królestwa, na Valfden. Jakiś mauren, ciemnoskóry człowiek, właśnie go pokonywał. Ten drugi, który okazał się elfem, wszedł tuż za nim. Zniknęli w krótkim błysku niebieskiego światła. Poeta spiął się w sobie i stawiał kolejne kroki. Spięty kamiennym łukiem teleport był dokładnie taki, jakim go sobie zawsze wyobrażał – wirująca otchłań, w której można się utopić od samego patrzenia. Nie czekał ani chwili dłużej, postąpił krok naprzód…

Offline Gordian Morii

  • Weteran
  • ****
  • Wiadomości: 10210
  • Reputacja: 10161
  • Płeć: Mężczyzna
  • Nothing is true...
    • Karta postaci

Odp: [Opowiadanie] Funeris Venatio
« Odpowiedź #1 dnia: 18 Sierpień 2014, 12:44:41 »
Hejt i ogólnie chujowe.  ;[
I brakuje przecinków w trzech miejscach  ;[

Forum Tawerny Gothic

Odp: [Opowiadanie] Funeris Venatio
« Odpowiedź #1 dnia: 18 Sierpień 2014, 12:44:41 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top