Okrutny widok. Bestialsko pokiereszowane zwłoki naznaczone zębami dzikiej bestii. Nie robił już jednak na niej tak mocnego wrażenia, jak mogłaby się spodziewać. Człowiek był wszak zdolny do znacznie gorszych okrucieństw, a nie kierował nim wcale zwyczajny instynkt - jedynie wolna wola i świadomy wybór. To sprawiało, że na każdy ludzki czyn należało spojrzeć z innej perspektywy, która nadawała wszystkiemu sens; pryzmat motywu i emocji tak często rzucał nowe, olśniewające światło na każdy z nich, zawsze odkrywając przerażające tajemnice jakie skrywa człowieczy umysł, tak często skąpany w atawistycznym mroku niegodziwych myśli i pragnień.
Wóz zaskrzypiał pod naporem zwinnych łap kreshara. Widok stroszącego sierść drapieżnika przyspieszył bicie serca Faye. Napiął mięśnie i szykował się do skoku. Drobna kobieta odruchowo uniosła jedną dłoń do ust, drugą zaś zdroworozsądkowo sięgnęła po sztylet. Jednak jej drżące palce wytrąciły go tylko z pochwy, ten zaś zakręcił w powietrzu wirującą trajektorię i z cichym mlaskiem zatopił się w błotnistej nawierzchni traktu. Spanikowana Faye runęła na kolana i obiema dłońmi jęła wygrzebywać broń z miękkich, lepkich objęć brunatnej brei. Kreshar warknął i skoczył prosto na nią. Zacisnęła dłonie na rękojeści i rzuciła się w bok. Uderzenie w bark pozbawiło ją tchu. Runęła na plecy, ale od razu rozpaczliwie podparła się łokciami i zaryzykowała krótkie, być może ostatnie spojrzenie przed siebie. Bestia powoli człapała w jej kierunku. Wyraźnie widziała każdy detal - strużki śliny zwisające z ostro zwieńczonych kłów, każdy nastroszony włos sierści, morderczy błysk w ślepiach tuż... Tuż obok swojego odbicia. Zaschło jej w gardle. Instynktownie rzuciła się do tyłu, zapierając się w śniegu dłońmi i stopami.Nie chcę umierać, nie chcę umierać, nie chcę umierać. Zacisnęła trwożliwie powieki i machnęła na oślep sztyletem trzymanym w dłoni. Zatopił się w ciepłej tkance zwierza z nieprzyjemnym dźwiękiem przebijanej skóry. Usłyszała szaleńczy skowyt, który dał jej odwagę, by zebrać się w sobie i spojrzeć na dzieło, którego dokonała. Ostrze utkwiło w oku bestii. Kreshar wierzgnął dziko i sztylet z mięsistym mlaskiem wysunął się z jego ciała. Krople krwi spłynęły po jej przegubie i zrosiły brunatno-brązową breję pod jej nogami. Była cała umorusana w błocie, nowy płaszcz zaś zupełnie już zgubił swój śnieżnobiały, puchowy kolor. Czekało ją kolejne pranie... Jeśli przeżyje. Rozochocona wcześniejszym sukcesem dźgnęła jeszcze raz, tym razem od góry. Ostrze przeszyło na wylot paszczę kreshara. Bestia zachwiała się na łapach, z jej nozdrzy nieregularnie wydobywały się kłęby pary. Faye wstała na proste, drżące nieco nogi i wraziła sztylet prosto w czaszkę chwiejącej się bestii. Ostrze z głuchym stukiem uderzyło w czaszkę, kreshar zaś runął prosto w lepką, breistą nawierzchnię traktu i zadrżał konwulsyjnie, nim wydał ostatnie tchnienie. Była bezpieczna... Póki co. By się upewnić, rozejrzała się trwożnie dookoła.
//1x kreshar