//Wybacz, nie wiem skąd ta literka się tam wzięła.
//Kurde, bo ja pamiętam co tam się na początku działo :'o
- No więc, to było tak. Za górami, za lasami... Pod murem pojawiły się trabliny. Posiedziałam tam chwilę, no i one się tam pokazały. To znaczy najpierw słyszałam ich chichot, weszły na górę - na mur, ja się schowałam za bramą (zupełnie niepotrzebnie, ale co tam). Nie wiedziałam zupełnie nic, ale słyszałam je. Zeszłam więc na dół, chciałam je dopaść jakby od dołu. A tam... Tam pojawiły się czteropalczaste ślady - bo to jakaś zmutowana rodzinka trablinków była. Podążałam za nimi, w sumie niedługo. Jeden został tu na dole, dwa gdzieś poszły. Nawyzywał strasznie, no ale... Chciałam z niego coś wydobyć. Usłyszałam o Orwell'u. I gdy już go zabiłam, to miał przy sobie paczuszkę ze żrącą maścią. Strasznie cuchnęła, ogólnie nieprzyjemna sprawa. Powodowała podrażnienia i zaczerwienienia.
Potem szłam wzdłuż linii drzew i znów słyszałam ich gadanie. Jeden tchórz zwiał, ale drugiego... też zabiłam. Rzucał się strasznie. Irytujący był. Chciałam z niego coś wyciągnąć, ale nie pisnął słówka. No ale przejdźmy dalej.
Zwróciłam uwagę na ślady do lasu. Podążałam nimi jakiś czas, aż dotarłam do ich "szlaku" chyba. Miały takie dróżki nad ziemią w postaci połączonych linami drzew. Weszłam na grab, po linach doszłam do pustego w środku pnia. Zeszłam na dół, kilkaset metrów szłam skulona z robakiem w... no nieważne. Tunel był wysokości jednego metra, cholernie niewygodnie. Wyszłam z niego cała połamana, a później też i przemoczona, bo musiałam przejść przez niegłębokie jeziorko. Doszłam do traktu, do karczmy. Ogrzałam się trochę, wysuszyłam spodnie, wypiłam grzane wino. Oprócz mnie, niziołków i gospodarza - nie było nikogo. Po rozmowie z tymi niziołkami (Pytałam czy coś wiedzą o stworkach niszczących może gospodarstwa, coś słyszeli, bądź widzieli po drodze - ci jednak zaprzeczyli. To samo karczmarz.) poprosiłam tego faceta, karczmarza znaczy się, o to by otworzył piwnicę.Długo zwlekał, był jakiś podejrzany, jakby coś ukrywał. No ale... wystraszyłam go, tak niewinnie mieczem. Otworzył w końcu tę nieszczęsną klapę. A w środku był... trablin. Musiałam się z nim rozprawić. A gdy wyszłam z piwnicy, zastała mnie niespodzianka. Dostałam w głowę od karczmarza, niziołki zwiały... I dostałam fekaliox'em w twarz. Ale byłam jeszcze w stanie walczyć i oberwał ten facet ode mnie prosto w... czuły punkt. Tylko wtedy to coś zaczęło działać. (I wtedy nastała tęczowa masakra, ale to takie ważne nie jest.)
Karczmarza, niech brat zgadnie , zabiłam. Ale znalazłam przy nim kartkę z napisem "JP" i dzisiejszą datę. O, mam ją tu. Wróciłam tu najszybciej jak mogłam. Moim zdaniem to on... chyba trzymał trabliny w tej piwnicy, szczerze powiem, że nie wiem. Podejrzany jest jeszcze ten Orwell. No i maść... śmierdzące paskudztwo. Może tym niszczyli mur?