//Wolałem się upewnić... To moja pierwsza walka w której ktoś ma pierwszeństwo więc wiesz...
Teraz jak już powoli zaczynałam widzieć, na co się zanosi, pomyślałam, że może lepiej byłoby walczyć za pomocą katany. Wtedy mogłabym zatopić ostrze w karku zwierzyny podczas robienia uniku. Na razie jednak oba zwierzaki pędziły na mnie. Ustawiłam się lewym bokiem w kierunku oponentów. Wciąż zamierzałam zrobić ten unik i spróbować nawet dosięgnąć nim przeciwnika. W odległości około dwóch metrów ode mnie, jeden z taru wyhamował i zaczął okrążać mnie dookoła. Inaczej pewnie zderzyłyby się w locie. Drugi w tym czasie skoczył na mnie, próbując powalić mnie na ziemię. Zrobiłam jednak unik, poprzez odskoczenie do tyłu i taru przefrunęło obok mnie. Właśnie w tym celu ustawiłam się wcześniej bokiem w stosunku do zwierza. Podczas manewru, zamachnęłam się jednak sztyletem. Broń trzymałam w taki sposób, że ostrze biegło wzdłuż mojego nadgarstka odstając od niego o kilkadziesiąt stopni. W taki sposób o dużo lepiej jest zadawać nim rany cięte, zaś tradycyjną metodę, to znaczy trzymać sztylet tak, jakby był przedłużeniem ręki jest lepiej w przypadku zadawania ran kutych. W każdym razie ostrze wyszło naprzeciw taru i zatopiło się w jego szyi, aż zatrzymało się na kręgosłupie. Siła uderzenia wyrwała mi sztylet z ręki, który poleciał razem z martwym ciałem, gdzieś tam w krzaki. Ja natomiast stanęłam twarzą w pysk z drugim zwierzakiem, który był dopiero gdzieś w połowie manewru okrążania mnie. To daje obraz o tym, jak krótka była ta walka. Ja natomiast nie namyślając się zbyt długo, dobyłam swojej katany i ruszyłam na zwierzaka nie dając mu dokończyć jego planu. Zakręciłam ostrzem w powietrzu, wczuwając się w jego wyważenie i cięłam zwierzaka w pysk. Ten zrobił jednak unik. Bawiliśmy się w ten sposób jakiś czas. Każde z nas, próbowało wyczuć przeciwnika. Mądre były te taru. Ten pierwszy mnie troszkę zlekceważył, ale w końcu działał w grupie. Ten nie chciał już popełnić tego błędu i działał bardzo ostrożnie. Robił szybkie wypady, po czym szybko się wycofywał, zanim moja katana dosięgła celu. Moje ostrze było na tyle długie, że nie umiał dosięgnąć moich kończyn, jednak liczył na jakiś błąd i wciąż próbował. W końcu zrobiłam pozornie nieuważny atak, polegający na mocnym cięciu w kierunku napastnika. Taru zaraz to wykorzystał i jak tylko straciłam równowagę po nieudanym ataku... a raczej to zamarkowałam, to taru spróbował wykonać podobny manewr do tego, który zrobił jego towarzysz. Też spróbował mnie przewrócić. Zrobił to z wyskoku, tak samo jak tamten. Ja tylko na to czekałam. Zrobiłam krok do tyłu, ustawiając ostrze swojej katany tak, aby zwierz się na nie nabił. I właśnie taki był efekt. A ja miałam pięknego, chociaż pewnie niezbyt pysznego szaszłyka z taru. Zaparłam się nogą o pysk przeciwnika i wyciągnęłam ostrze z ciała oponenta. Następnie poszukałam drugiego, aby odzyskać swój sztylet. Podnosząc się, otrzepałam się z kurzu bitewnego i rozweselona tą odrobiną rozrywki, ruszyłam dalej.
0xTaru