Autor Wątek: Nowe zagrożenie  (Przeczytany 2952 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline DonSpideRro

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 24
  • Reputacja: 0
Nowe zagrożenie
« dnia: 08 Lipiec 2006, 23:36:20 »
Całe Khornis świętowało... Po trzydziestu dniach smutku i rozpaczy, z powody wypłynięcia z portu jedynego statku który mógł uratowac wiele istnień ludzkich do Khorinis zawitał posłannik króla Rhobara II. Przyniósł on wieśc, że załoga statku który wypłynął trzydzieści dni temu pokonała zło zagrażające nie tylko Khorinis, ale całej cywilizacji ludzkiej. Nikt oprócz kilku najpotężniejszych magów wyspy nie wiedział że kilka metrów od miasta, zaistaniało zagrożenie znacznie większe niż smoki i Kruk razem wzięte.

Uwolniona z ciała Kruka potężna energia magiczna skumulowała się w pomniku który znajdywał się w jaskini koło miasta. Jednak nie była to czysta energia magiczna... Nie było to nawet wcielenie zła... To było zło w czystej postaci nad którą nawet sam Baliar stracił panowanie.

Na nieszczęście całego istnienia moc znalazła sobie za ofiare najmniej oczekiwaną osobę. Był to Valentino który oblewając wygraną człowieka którego zaledwie kilka tygodni przedtem wyśmiewał zawędrował w okolice jaskini. Popatrzył na zwęglone części ciał zwierząt od chrząszczy po wilki, ścierwojady, aż po olbrzymie cieniostwory i zachęcony butelką wyśmienitego dżinu, którą trzymał w ręku wszedł do jaskini. Oprócz wielu szczątków zwierząt oraz roślin, i zwierząt stał pomnik który przyciągnął jego uwagę. Błyszczał on granatowym światłem, a przytępiony rozum Valentina nie mógł się oprzec by nie zbadac pomnika.

Gdy tylko opuszki palców zetknęły sią z gładką jak lód powierzchnią pijaczyna wrzasnął z bólu, lecz jego krzyk znikł pośród pieśni, rozmów, śmiechów, dochodzących z miasta.

Kiedy Valentino, a raczej to co kiedyś było Valentinem obudziło się i spojrzało w pomnik zobaczyło swoje odbicie. Wystjące kły spływały czarną wydzieliną, w wielkich źrenicach płonął ogień, a w miejscu gdzie powinien byc nos były dwie szpary jak u węża.

Pragnienia, zmysły, uczucia Valentina, zostały stułmione przez czyste zło które przejął z pomnika, a dochodzące z miasta fale radości, życzliwości pogłębiały furie i pragnienie krwi jakie odzczuwała bestia...

***
Ulthar jeden z Arcymagów Ognia obudził się oblany potem. Nie wiedział czy obudziło go to co zobaczył we śnie czy ból który palił go w miejscu gdzie kiedyś został draśnięty wiązkom czaru który miał go uśmiercic.

Na w pół nieprzytomny rozejrzał się po komnacie. Wszyscy pozostali Arcykapłani spali. Poczuł nagły brak świerzego powietrza. Po cichu opuścił komnate...

Kiedy stanął na dziedzińcu i poczuł jak jego płuca wypełnia nieskazitelnie czyste powietrze uspokoił się trochę. Zamknął oczy i starał sobie wyjaśnic skąd taka dziwna wizja.

- Mistrzu - rzekł do niego znajomy głos
- Tak? - powiedział Ulthar z nadzieją, że nowicjusz nie powie za chwilę słowa wizja
- Miałem sen, a raczej jakąś wizję. Widziałem jakieś stworzenie. Było straszne...

Ulthar ledwo powstrzymał się aby nie wydac z siebie jęku zawodu... Wiedział, że długi pobyt w klasztorze tak jaki miał za sobą nowicjusz pasący owce ktorego nieznał nawet imienia może spowodowac umiejętnośc wyczuwania naruszeń struktury magicznej. Wiedział, że wszystko dowie się jutro kiedy Serpentes wróci z miasta. Nagle usłyszał krzyk za drzwiami prowadzącymi do klasztoru...

***
Wreszcie poczułem ulgę, pomyślał potwór, kiedy zostawiał za sobą szczątki dówch osób. Był na tarasie prowadzącym do klasztoru, jednak coś kazało mu uciekac.

***
Ulthar otwierając drzwi zobaczył tylko poruszający się cień. Wystrzelił czar Lodowy Pocisk, ale ciemnośc, dezorientacja i niepokój zrobiły swoje. Wiedział, że nie trafił. Miał zacząc gonic za cieniem ale jego uwagę przykuło to, że taras jest dziwnie mokry... Kiedy zapalił błyszczącą kule światła nad swoją głową zobaczył, że taras jest cały w krwi. drzwi zamykając się zaskrzypiały. Kiedy obucił się zobaczył że na drzwiach przyczepione dwie kule. Potrzedł bliżej i zobaczył przed sobą dwie głowy. Wiedział że pierwsza z nich bedzie należec do nowicjusza który został przeniesiony z pilnowania artefatów do pilnowania bramy, ale druga sprawiła, że na dłuższą chwilę jego serce zatrzymało się z przerażenia. Na drzwiach wisiała głowa Serpentesa...
Nowicjusz wyszedł przez drzwi z klasztoru. Wydawał się dziwnie spokojny jakby już przed tem wiedział co zobaczy. Szczątki ciała oraz szat leżały na tarasie. Ulthar wiedział co stało się tej nocy na wyspie, lecz nie chciał dopuścic do siebie myśli, że to dzieje się naprawdę. Sen, a raczej najprawdziwsza wizja jaką miał w nocy była straszniejsza niż najbardziej mroczny koszmar. Wciąż w głowie kołotała mu się jedna myśl. Nie mógł uwierzyc w podstęp jaki wymyślił sam Beliar, choc już wcześniej podejrzewał, że Kruk może byc zbyt słaby aby podołac powierzonemu zadaniu pokonania zła. Podczas gdy wielki bohater ludzi zabijał baranki gdzieś na wyspie powstawała potęga. Mag nie wiedział wtedy jeszcze, że ta potęga jest większa nawet od samego Beliara.
Już drugi raz w przeciągu 15 minut zagłębił się w swych rozważaniach tak bardzo że zapomniał o otaczającym go świecie.

- Mistrzu?? - powiedział już drugi raz znajomy mu głos
- Jak masz na imię biedny nowicjuszu?? - zapytał mag wiedząc co czeka tego młodego człowieka
- Jestem Igaraz. - powiedział zdezorientowany młodzieniec

Nagle Ultharowi wszystkie części układanki zaczęly pasowac. W Khornis nie ma wybrańca Innosa, a jest wybraniec Beliara. Innos powołał tego nowi... Igaraza na walkę. Walkę która będzie miała dużo większe znaczenie niż wszystkie walki stoczone przez bezimiennego wybrańca wcześniej. Nagle po policzku maga spłynęła łza. Nie wiedząc czemu człowiek, którego miał przed sobą stał mu się bliski jak syn, a świadomośc o tym że prawdopodobnie bedzie musiał zginąc stała się nie do zniesienia. Mag odwrucił się szybko w strone drzwi. Nie chciał pokazywac Igarazowi swojej słabości. W głowie Maga pojawiło się niepohamowane pragnienie działania. Wbiegł do klasztoru i szybko skręcił w lewo tak, że nowicjusz ledwo za nim nadążył. Ulthar znalazł klucz do Biblioteki, otworzył drzwi wszedł i do biblioteki. Obócił się i spojrzał na Igaraza.

- Wchodź młody człowieku, nawet nie zdajesz sobie sprawy w jakim jesteśmy niebezpieczeństwie.

Igaraz niepewnie wszedł do komnaty. Było ciemno widział jak zdenerwowany mag miota ognistymi pociskami zapalając pochodnie. Jeszcze wczoraj dałby wszystko co miał, aby móc to przbywac. Dzisiaj marzył tylko o tym by móc znowy wrócic do prac nowicjusza. Patrzył jak mag wertuje drogocenne księgi i wyrzuca je na podłoge z miną pełną zawodu. Mag zatrzymał się w pół ruchu kiedy chwytał kolejną księgę i nagle zbladł jakby ktoś zamienił go w posąg. Wybiegł z komnaty i wbiegł do klasztornych podziemi... Nie, nie, to nie mogło się zdażyc lecz gdy doszedł do komnaty strzeżonej przez ostatniego arcykapłana poczuł się jak ryba wyrzucona na brzeg. Jego przyjaciel został zabity. Jego ciało wisiało na drzwiaj zaledwie kilka cali w powietrzu. Po szacie spływała strużka krwi zmieszana z jakimiś czarnym płynem, a w miejscu gdzie powinna byc twarz tkwił olbrzymi kieł. Nie mając czasu na rozmyślania uchylił drzwi i szybko rzucił zaklęcie światła. Z regału spadla książka. Podniósł ją choc wiedział że nie zdoła jej otworzyc.
W drugim końcu sali pojawił się człowiek w czarnej szacie. Człowiek który doprowadził nie tylko ludzkośc ale i pozostałe rasy do tragedii.

***
Xardas wiedział, że nie może stracic przytomności. Tylko magiczna szata utrzymywała go przy życiu. Rana w brzuchu nie była zakażona wiedział, że popełnił straszliwy błąd i że ma mało czasu by go naprawic. Jęknął cicho. Widział jak przez mgłe, ale dostrzegł jakiegoś maga. Jego moc magiczna została wykorzystana przy teleporatcji. Jęknął znowu. Tym razem mag usłyszał. Xardas wiedział żę Innos, bóg ognia i miłosierdzia jednak mu przebaczył.

RANO

- Wyszedłem z chaty, patrze, ale ani żywej duszy. Zakrzyknąłem na mojego parobka Randolpha. Ale dałem sobie z nim spokój. Pewnie znów poszedł na te swoje zawody w piciu. Ech, miałem o tym nie gadac... No to idę na pole patrze, a tam wszystko zniszone. Wóz przwrócony, pole rozorane. Niedawno władze wśród najemników przejął Sylvio więc pewnie znowu na mnie napadli. Ale przez pole przewinął się cien spojrzałem w górę i ujrzałem to coś. Miało skrzydła, i olbrzymie pazury. Ooo, jak demon na tym obrazie. Ale miało nogi. To chyba był diabeł bo nie widziałem czegoś tak strasznego. Pobiegłoem po żone i uciekłem do Khorinis. A i widziałem jak ten stwór coś trzymał... Tt...ttt..oo był Rannn...dolph....

Lord Hagen słuchał tej opowieści bez słowa. Choc wiedział że jest to najszczersza prawda... wręcz widział to w oczach przerażonego wieśniakanie mógł sobie pozwolic na ogłoszenie tej informacji. Kazał zamknąc biadaka w lochu.

***
Stary człowiek powoli odzyskiwał przytomnośc. Czuł, jak jad rozlewa się po całym ciele. Wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu. Slyszał jakieś głosy, jak by ktoś mówił, a wokół świszczały strzały... przez chwile zobaczył znów bitwe o Varannt... Osłaniałem w tedy magicznie tyle niewinnych istnień, znów przypomniały mu się orki... i twarz orka który został ugodzony tchniem śmierci. Młody, przestraszony zaatakował na oślep człowieka. Kim był ten człowiek??? Generałem... Jak miał na imie?? Lee??
To imie zadźwieczało w jego głowie jak trumfalne trąby które przywitały go w Myrtanie kiedy wracał z bitew... Czuł, że mimo swego rozpaczliwego położenia jest jeszcze szansa aby uratowac życie na świecie. Nagle wszystkie zmysły powróciły... Między świstem strzał, jakami umierających ludzi i odgłosem broni uderzającej o wspaniałe zbroje usłyszał rozmowe. Rozmowe która mogła byc błogosławieństwem i przekleństwem w jednym...

- Czy nie rozumiesz, że on zdradził nas dawno temu?!?!
- Więc dlaczego pomógł nam naprawic amulet??!!
- To wszystko było uknute...
- Czy sądzisz że dwóch arcymagów ognia dało się zabic... Przecież ten niby pojedynek który przprowadzili arcymagowie to jedna wielka bujda. Strażnik ucierpiał w wyniku odbicia czarów... Tak możesz uspokoic nowicjuszy ale, nie mnie!!!
- Może jakaś bestia z lasu dostała się do klasztoru??
- Pyrokarze nie sądziłem że jesteś tak krótkozwroczny...

Nagle Nekromanta poczuł doskonale znane mu uczucie. Był teleporotany... Znowu zobaczył Varrant...

***

- Tak wreszcie jestem wolny... Teraz już ta świnia Andre może co najwyżej puknąc się w czoło i przynac, że zrobiłem go na szaro. - myślał Akil idąc w kierunku Martwej Harpii - Uznał mnie za wariata niech sam... ARGHH!!!!

To była chwila... Nikt nie widział... Nikt nie wspomnii... Tylko mały chrząszcz bedzie znał prawdę, że coś pożarło jakiegoś wieśniaka.

***
Igaraz który leżał w łóżku i rozmyślał o dzisiejszej nocy był pewny że umarł kiedy zobaczył że leży w jakiejś kotlince. Nagle ktoś dał mu potężnego szturchanica a na koniec usłyszał głos Ulthara:

- Neoras mówił ci nieco o ziołach uzdrawiających przynieś ich tyle ile zdołasz.
- Ale to coś...
- O ile dobrze odczytuję wydarzenia dzisiejszej nocy z nas trzech, to ty jesteś najbezpieczniejszy.

Nowicjusz podczas długiego pobytu w klasztorze nauczył się jdnej rzeczy. NIGDY NIE KWESTIONUJ ZDANIA MAGÓW. Poszedł, nie wiedząc że kiedy wróci dostanie wszystkie odpowiedzi na swoje pytania...

***
Xardas poraz drugi próbował uzyskac pełną świadomośc...

- Ulthar, Ulthar...
- Jestem...
- Załóż mój pancerz...
- Co?
- Załóż posiada częśc moich mocy magicznych. Musisz uzbierac ich jak najwięcej jeśli chcesz zapobiec tragedii, a wiesz że taka nastąpi.
- Dobrze...

Kiedy Ulthar zakładał szatę nekromanty poczuł nagły przypływ energii, czuł że zaraz będzie jej potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Mimo, że przez wiele lat miał chęc zemścic się na Xardasie za zdradę teraz ufał mu. Zadał tylko jedno pytanie.

- Co mam robic??
- Jak sądze wiesz kim jest ten młody człowiek którego tu przeniosłeś
- Tak jest błogosławiony przez Wybrańca...
- I co go czeka??
- Tak.
- Napisz mu list wyjaśniający i przenieś nas...
- Gdzie - zadał pytanie Ulthar choc był pewny odpowiedzi.
- Do Myrtany, do akademii magii...

-Co on tam robi? - spytał się potężny wojownik siedząc zdenrewowany na schodkach olbrzymiej świątyni
-Nie pytaj się mnie, nie wiem co robią magowie, pewnie śpi. - odpowiedział człowiek leżący na trawie.
-Nie śpi. - powiedział młodzieniec w szacie maga - zastanawia się.
- Niby nad czym, Miltenie?? - odpowiedział spytał Lares
- Cokolwiek to jest, napewno nie jest błachostką - powiedział Lee - On nie idzie do przyjaciół bez przyczyny. A teraz wysłał po nas magów.
- Cicho, idzie - powiedział Cor Angar kasząc skręta z bagiennego ziela.

Wszyscy spojrzeli się w strone drzwi. Wyjrzała za niego znajoma wszystkim twarz, która jeszcze nie dawno widzieli uśmiechniętą gdy świętowali szczęśliwe przybydzie na kontynent. Teraz wogóle jej nie przypominała. Była smutna zasnuta cieniem, który mimo nocy wydawał się straszny....

- Przyjaciele - zwrócił się do zebranych przed nim ludzi - musicie mi pomóc.

***

Igaraz wiedzał, że już nie da dzisiaj więcej nic zrobic. Oczy same mu się zamykały, nogi bolały go od biegu do miasta, a nowo kupiony miecz i zbroja bardzo mu ciążyły

Wszedł do gospody "Pod Senną Sakiewką" i spoglądając się na właścicielkę spytał:
- Ile płace za nocleg?
- Nic. Paladyni opłacają kwatery dla wszystkich przyjezdnych.
- Ach wspaniale... - odrzekł Igaraz

Właścicielka sklepu spojrzała na niego badawczym wzrokiem na dziwnego człowieka który kilka razy przebiagał za drzwiami gospody, ale gdy zniknął za ścianą postanowiła zając się rozmyślaniem nad ostatnim okrutnym morderstwem jakiego dokonano w Khorinis.

***

Khorinis powoli cichło nikt nie usłyszał zduszonego jęku paladyna, którego tej nocy postawiono na straży bramu do miasta...

***

Torlofie, łap za ster... Gorn i Lester rozłóżcie żagle... Bennet z zbrojowni znajduje się magiczna ruda... Przez czas rejsu wykujesz tyle broni ile zdołasz... Vatrasie idź do swojej komnaty i szykuj dla wszystkich mikstury uzdrawiające...

Te wszystkie rozkazy padły z ust potężnego wojownika który stał na środku pokłady w pięknej zbroi paladyna i wpatrywał się w niebo... Wiedział że znowu wraca do Khorinis... Wiedział że ta wyspa ma w sobie coś magicznego... Ale wiedział też że już nie będzie wyrzutkiem który musiał ukrywac się na farmie... Wracał jako królewski generał.
te wszystkie myśli kłębiły się w głowie Lee, który mimo że zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie grozi jemu i całej jego załodze był szczęśliwy, że może walczyc u boku wybrańca i to juz nie jako zwykły najemnik, ale jako dowódca armii królewskiej.
Gorn podzszedł do niego podziwiając swojego przyjaciela i zapytał:

- Nie wiesz gdzie znajdę??
- Stoi tam na dziobie statku - powiedział Lee

Obaj spojrzeli się w tamtą stronę... Stał tam mag... Sam jego wygląd sprawiał, że człowiek uświadamiał sobie jaki jest drobny... Potężne ręce trzymały miecz, a w rękojeści znajdowała się czaszka.

- Co on robi?? - zapytał Gorn
- Nie znam obrzędów magów, ale zdaje mi się, że przygotouje się do bitwy... Siebie i swój miecz.
- Dziwne, z tego co mi powiedział to ten miecz został wykuty przez Beliara, więc chyba nie powinien go używac do walki ze złem.
- Nie to nie tak... - powiedział Lee patrząc jak wokół w sam koniec miecza uderza piorun - Ten miecz ma własną wolę, to nie jest rzecz... Wydaje mi się, że choc został wykuty przez Beliara jego przeznaczeniem jest należenie i służenie Wybrańcowi bogów. Poza tym słyszałeś co mówił Vatras "zło z którym będziecie walczyc nie jest słabsze od Beliara"
- To znaczy że...?
- Nie, nie wiem czy to zło z którym mamy walczyc jest potężniejsze niż bóg.

***

Zbudź się... zbudź się...
Te słowa powtarzała potężna postac w śnie Igaraza. Otworzył oczy i niewiedząc czemu wybiegł z gospody. gdy przebiegał koło koszar daleko na morzu ujrzał statek... W jego duszy saświtało światełko nadziei.
Pobiegł do przystani za klifami. Odliczał sekundy do zacumowania statku. Promienie słońca błyskały w jego zbroi. Paladyni wkrótce zaczeli krzątac się po porcie aby przyszykowac przystań do cumowania.

Statek dobił. Wychodzili niego ludzie witani owacjami krzykami... Nagle pojawił się jeszcze jeden dźwięk. Dźwięk rogu który oznajmiał, że jest kolejna ofiara... Cała załoga szybko pobiegła w miejsce z którego dobiegał głos... Kiedy dobiegali do bramu miasta ujrzeli grupkę modlących się paladynów. Wszędzie leżały częsci zbroi paladyna, pełno było krwi, a na ścianie wymalowany był obraz. Wymalowany krwią... W górnym rzędzie widniały kamien, płomien, i kropla wody, a w dolnym trzy serca... Bezimienny wiedział co to znaczy... Wiedział, że maszkara właśnie wyzwała jego drużyne... Spojrzał po trwarzach swoich towarzyszy... Wszyscy zastanawiali się co znaczy obraz malowanu krwią i dotarło do niego że nikomu nie powiedział o swojej przygodzie z trzema golemami... Szybko zebrał drużyne i bez słowa wymknęli się z miasta. Wybraniec zatrzymał się na ścieżce prowadzącej do tawerny...

- Wiem co oznaczały te znaki na bramie - rzekł spoglądając na swoich towarzyszy
- Jeżeli to cos zabija nawet paladynów to nie ma czasu. Mów. - powiedział Diego
- Zabiło też dwóch magów ognia - dodał Igaraz którego do tej pory nikt nie zauważał
- Co?? - bezimienny po raz pierwszy widział zaszokowanego Lee. Musiał przyznac, że niegdy tego wyrazu twarzy nie zapomni
- Nie ma czasu na rozmyślania - powiedział ostrym tonem wybraniec - Kiedy szukałem Xardasa na swojej drodze spotkałem przywołane przez niego golemy. Ognia, Wody i Kamienia... Aby spotkac się z Xardasem musiałem zdobyc ich serca. - wszyscy z grupy wyglądali jakby zobaczyli ducha - Sądze że bestia rzuciła nam wyzwanie i chce żebyśmy przyszli do wieży Xardasa
- A więc co robimy?? - zapytał Gorn
- Jak to co. Złożymy jej wizytę - powiedział Lee
- Nie tak szybko - na te słowa wszyscy jak na sygnał zwrócili się w strone bezimiennego - gdzieś pośród tłumu który witał nas w Khorinis widziałem Garonda... Coś musiało się stac że wrócił z Górniczej Doliny... Musimy z nim porozmawiac.
- Mogę go sprowadzic - Znów wszyscy za ździwieniem spojrzeli na Igaraza - Was na pewno ktoś rozpozna... Na mnie ludzie nie zwrócą uwagi...
- Dobrze idź... ale pamiętaj że nikt nie może zauważyc zniknięcia Garonda.
- A my co??
- Całkiem nie dawno w pobliskim obozie mieszkał myśliwy o imieniu Dragomir, ale chyba opuścił obóz... Rozgościmy się tam.

***

Nie minęłą godzina jak Igaraz pojawił się razem z Garondem w obozie. Wszyscy z uwagą patrzyli jak Wybraniec wstaje podchodzi do niego i rozmawia z nim po cichu...

- Echh, czemu nie mogą rozmawiac normalnie - niecierpliwił się Gorn
- Spokojnie, Wybraniec jest prowadzony drogą Wybrańca... Jeżeli tak zdecydował to znaczy, że tak miało byc - odpowiedział Vatras
- Ech nie lubie takich sytuacji prawie tak jak gadaniny magów - powiedział skwapliwie Gorn, na co Ulthar parsknął śmiechem

Po chwili Garond teleporotował się a Wybraniec podszedł do zgromadzonych:

- Z tego co mówi Garond wynika, że orkowie napadli na zamek z wściekłością, zabili prawie wszystkich, a za chwile wszyscy uciekali w popłochu za swoją palisadę
- To dziwne - powiedział Garond patrząc na zataczającego się przy gospodzie mężczyznę - orkowie nigdy nie mieli zbyt skomplikowanej taktyki, ale taki atak szału zupełnie do nich nie pasuje
- A co dziwniejsze podobno za chwile uciekali w popłochu i żaden z nich nie został. Wszyscy chowali się za palisadą. - powiedział Gorn
- Nic wiemy że nie spotkamy na drodze orków to dobrze a teraz ruszajmy. Już południe a jeszcze dzisiaj musimy odwiedzic starą wieźe Xardasa.

***

Już niedługo... Już niedługo zabije go... Tak jego i całą drużynęęę... - ta myśl kołatała się w głowie potwora kiedy wchodził do wieży...

***

Zapadał zmierzch... Grupa szykowała się do przejścia przez wrota... Nikt nie spodziewał się co spotkają w środku...

***

Kiedy cała drużyna znalazła się w środku ich oczom ukazał się dziwny widok lecz tylko Bezimienny zrozumiał całkowicie przesłanie
Na ścianie widniał napis:

"Było pięciu orkowych szamanów, pięc ich serc dawało życie temu który się zbudził, pięc mieczy go wygnało, pięciu arcymagów boga dobroci przysiągę zła wypełni'

A pod spodem w posadzkę wbitych było pięc mieczy którymi Bezimienny przebił orkowe serca... A nad każdym z nich widniało inne słowo...

Serpentes Ulthar ON Pyrokar Talomon

Na mieczach nad którymi widniały imona Pyrokar, Talomon i Serpentes zawieszone były strzępy szat arcymagów ognia. Bezimienny poczuł coś za plecami jednak nie zdążył się obrócic i potężny cios rzucił nim o ściane.

Bezimienny zdziwił się, że nie poczuł bólu i patrzył jak jego ciało odbija się od ściany... Chciał już wywołac dużą burze ognistą lecz znajomu głos powiedział:

- To nic nie da
- Xardasie, co się dzieje?
- Jesteś po za ciałem, nie masz wpływu na te wydarzenia...
- Co??
- Wywołałem cię aby pokazac jak pokonac potwora
- No więc..??
- Widze, że dobrałeś już drużyne to bardzo dobrze. Ciosy które zadają bronie z magiczenj rudy wykute przez tego kowala napełniają twój flakonik z ÂŁzami Innosa... Jeżeli polejesz nimi potwora zniszczysz go.

W tym momęcie cios potwora zmiótł Igaraza z nóg... Bezimienny patrzył ze strachem jak z czoła nowicjusza kapie krew...

- A CO Z NIM!!! ÂŁZY MOGÂĄ GO OCALIC!!!!
- On też jest Wybranicem, a śmierc wybranca nie oznacza końca jego ścieżki!!!!

Nagle bezimienny znowy poczuł, swoje ciało... Zerwał flakonik z szyi i rzucił go trafiając potwora w głowę, w momęcie gdy ten miał trafic Gorna... Potwór padł na ziemie nie żywy... Gorn patrzył osłupiały to na ciało bestii to na Bezimiennego to na Igaraza. Ta cisza trwała dosyc długo kiedy wkońcu odezwał się Diego.

- Polubiłem tego młodzieniaszka - powiedział patrzą na ciało Igaraza - Czemu umarł??
- Bo koniec życia wybrańca nie oznacza końca jegoś ścieżki... - powiedział Bezimienny spoglądając się na miecze wbite w posadzkę - Musimy pochowac jego ciało...

***

Słońce wzchodziło zza wzniesienia gdy grupka stała przy grobie. Wszyscy wspominali Igaraza, gdy cisze przerwał Bezimienny:

- On nie umarł... Jest tylko po za ciałem...
- Skąd wiesz?? - zapytał się Lee
- Bo wczasie waszej walki też byłem poza ciałem... to Xardas wskazał mi drogę... Ciekawe gdzie on teraz jest??
- Nie wiem, ale kwesti tygodnia kiedy orki znowu opanują Górniczą Doline... Wracajmy na kontynent... - powiedział Gorn
- Wy wracajcie, ja zostaje - powidział Bezimienny

Wszystkie twarze zwróciły się ku niemu

- Ta wyspa jest szczególna... Zrozumiałem to dopiero teraz... Nie można pozwolic by coś złego się tu stało...

Lee patrzył jak jego najlepszy przyjaciel spogląda na wzchodzące słońce... Po jego policzku spłynęła łza... Niewiedział, że jeszcze potrafi płakac...

- Nie... Tak nie robię przyjaciele... Nasza drużyna nie może się rozpaść...
« Ostatnia zmiana: 23 Sierpień 2006, 15:21:28 wysłana przez Arthas »

tH.

  • Gość
Nowe zagrożenie
« Odpowiedź #1 dnia: 09 Lipiec 2006, 00:08:36 »
Witaj na forum!

Cóż, nigdy nie czytałem opowiadań jednak ostatnio robie wyjątki.

W tym przypadku całego jeszcze nie przeczytałem, gdyż nie mam czasu jednak zapowiada się bardzo ciekawie i jako taki klimat jest utrzymany. Troszkę chaotycznie, ale myślę że fabuła sie nieco "uspokoi" i ukierunkuje. Puki co zapowiada się ciekawie.
« Ostatnia zmiana: 20 Sierpień 2006, 10:48:43 wysłana przez Arthas »

Forum Tawerny Gothic

Nowe zagrożenie
« Odpowiedź #1 dnia: 09 Lipiec 2006, 00:08:36 »

Offline Arthas

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 756
  • Reputacja: 2
  • Płeć: Mężczyzna
Nowe zagrożenie
« Odpowiedź #2 dnia: 24 Listopad 2006, 18:39:16 »
Treściwe, długie i całkiem interesujące opowiadanie. Bardzo zaciekawił mnie już sam fakt, że w pracy opowiadasz o dalszych losach Bezimiennego po pokonaniu Smoka - Ożywieńca na Dworze Irdorath, a także o sytuacji, jaka panowała wtedy w Khorinis i jej okolicach. Opowiadanie jest wciągające, ładnie zbudowane, choć trochę chaotyczne i jego fragmenty zbyt szybko się rozgrywają. Starałeś się oddać wiernie klimat i to Ci się niemal całkowicie udało. Całość prezentuje się dość okazale i myślę, iż dobrym rozwiązaniem było podzielenie na części całego opowiadania. Co do samego tekstu, występuje w nim kilka błędów - literówek, brak niektórych znaków itd., aczkolwiek nie mają one większego znaczenia. Ciekaw jestem jedynie, czy zamierzasz dalej kontynuować tą historię, czy być może odwrotnie.
Ocena 8/10
Gwiazdki 4/5

Offline Jodelko

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 40
  • Reputacja: 0
Nowe zagrożenie
« Odpowiedź #3 dnia: 03 Grudzień 2006, 20:12:22 »
Opowiadanie fajne, lecz ma dużo błędów. Chwilami ciężko mi się czytało twoje dzieło, sporo powtózeń, słowa niepoprawnie zapisane, zjadane litery itd... Masz worda moze?:P
Ale dość negatywów, fabuła.... Jest super tylko szkoda ze jest jeden wątek ino i na nim sie wszystko końcy. Głupio że tak szybko pokonali potwora i troszke nieodpowiednio opisana walka, a jak co.ś potężniejszego od samego boga (nie ma nic poteżniejszego od bogów) mozna zabić w chwile?;]

ocena?
-6/10
gwiazki 3/5

Forum Tawerny Gothic

Nowe zagrożenie
« Odpowiedź #3 dnia: 03 Grudzień 2006, 20:12:22 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top