Skóry, skóry, skóry... więcej skór... Jakieś papiery. Dokumenty, listy, kartki. Skóry... O, wreszcie! A nie, następna skóra. Tylko że ładna i niespotykana. Hm, ciekawa z kogo, lub czego, zdarta. Do ludzkiej nie podobna, więc się nie ma czym martwić. Przynajmniej na razie.
Wreszcie w którejś skrzyni, po godzinach poszukiwań, które zdawały się osiemdziesięcioma sekundami, zna... Nie. Po osiemdziesięciu sekundach poszukiwań, które zdawały się być godzinami, znalazł dwie mikstury. Z tego, co wiedział (i potrafił przeczytać na butelce) były to mikstury leczenie ran, czyli dokładnie takie, jakich szukał. I jakich on, a raczej tauren, w tej chwili potrzebował. Buteleczki niewielkie, więc pewnie byczysko będzie musiało golnąć sobie dwie flaszki. No, ale co mu Poeta będzie żałował.
- Mam je, znalazłem! - wykrzyknął uradowany. Podszedł tych kilka kroków do taurena i odkorkował ekstrakt. Delikatnie podawał go młodzianinowi, by ten się nie udławił. Jeżeli będzie to konieczne, to poda i drugą flaszkę.