Opadłeś na kolana, statyczny niczym rzeźba leniwego artysty. Trybuny zamarły. W jednej chwili ryk i tumult zamieniły się w nieznośną ciszę, która wwiercała się głęboko w kanaliki słuchowe. Bicie twojego serca przyspieszyło. Przez moment, który trwał zarazem nieskończoność jak i sekundę, dudnienie krwi w twoich żyłach było jedynym dźwiękiem, jaki słyszałeś. I wtedy rozległ się huk wystrzału. W jednej z klatek zachodniej trybuny martwe ciało osunęło się na ziemię. Twój rodak padł martwy, a wszystko przez Twoje niepowodzenie. Kiedy bliżej się przyjrzałeś, zauważyłeś, że to nie pierwszy truposz. Piętra trybun ociekały świeżą krwią. Kałuże napływały już niemal na murawę. Usłyszałeś, jak Błaszczykowski żartuje, że dobrze, że mają czerwone getry, bo na prawym skrzydle wyglądałoby to nieciekawie. Ale czy tak właśnie było od początku? Każdy Twój pomniejszy błąd oznaczał koniec życia dla jednego z kibiców na trybunach? Złe przyjęcie, pozycja spalona, słupek w sytuacji sam na sam, niecelne podanie? Spoglądając na intergalaktycznego dyktatora, obscenicznego Fuhrera odczuwałeś obrzydzenie, złość i żal. Do tego stopnia, że byłbyś gotów rzucić się na niego i wyrwać mu śledzionę. Ale to innym razem. Mecz się jeszcze nie skończył. Panoramiczny ekran nadal wskazywał wynik 0:0, ale czas nieubłaganie się przesuwał. Cyferki zamieniały swoje miejsca z zawrotną prędkością. Jeszcze nigdy czas nie miał dla ciebie tak ogromnej wartości. Do końcowego gwizdka zostało 10 minut, a byłeś pewien, że ten zajadły pies na usługach Adolfa nie doliczy nawet zafajdanej sekundy. Widziałeś jak bramkarz Rzeszy ociąga się ze wznowieniem gry, ale protesty na nic by się nie zdały. Gdy nadzieja opuszczała Cię wraz z upływem bezcennego czasu, usłyszałeś nagły, dziwny dźwięk. Coś w stylu "puff!". Na Twoim prawym ramieniu zmaterializował się miniaturkowy Sir Alex Ferguson. W dłoni trzymał suszarkę.
- Co ty odjebałeś? To była pewna setka! Powinienem Cię zmienić w połowie, patałachu! Przypomnij sobie Van Nistelrooya! Przypomnij nawet Robina, kiedy w ostatnim sezonie mojej kadencji zdobył nam mistrzostwo. Pamiętasz ten wolej z Aston Villą? Chuj, że po podaniu Rooneya był na spalonym, sędzia tego nie widział! Uwierz w siebie, bądź samolubny, nawet jeśli zginą kolejni ludzie, jeśli strzelisz bramkę - ocalisz cały naród!
I kolejne puff. Obejrzałeś się na lewe ramię. Stał na nim stary, poczciwy, siwiejący Jose Mourinho.
- Pierdolenie. Musicie się na nich zaczaić. Oddajcie im inicjatywę, pozwólcie rozgrywać. W odpowiednim momencie przejmijcie piłkę i bach! Kontra. Po golu tradycyjna murarka. Nic się nie może nie udać.
Czyżby zmysły sobie z Tobą pogrywały? To znaczy, nie żeby wizja dwóch wielkich menadżerów w wersji mini toczących ze sobą żywą dyskusję była normalna, ale kolejne puff? A jednak! Tym razem Pep Guardiola. Jako że oba ramiona miałeś zajęte, zwisał z twojego nosa na lince przyczepionej do buta.
- Załatwcie ich posiadaniem piłki! Spójrz, tu mam schemat! Perquis do Obraniaka, Obraniak do Perquisa, Perquis do Wawrzyniaka, Wawrzyniak do Błaszczykowskiego, Błaszczykowski podbija piłkę do góry, Piotr ÂŻyła holuje ją nartami w locie i opuszcza wprost na głowę Grosickiego, Grosicki podaje do Ciebie, odgrywasz, wychodzisz na pozycję, Grosicki przerzuca na drugą stronę, cofamy akcję na naszą połowę, powtarzamy schemat i czekamy na wolne miejsce do zagrania piłki na napastnika. Kiedy się pojawia, Perquis pół przewrotką plecami zagra do Ciebie prostopadłą piłkę, a Ty skończysz ją, jak na napastnika przystało! - Pep wyglądał na zadowolonego z siebie. Mourinho złapał się za głowę, a SAF szukał gniazdka, by podłączyć do niego suszarkę. W tej materii jednak nikt nie mógł pomóc Ci rozstrzygnąć tej sprawy. Rozwiązanie musiałeś wybrać sam. Która rada była najlepsza? A może odnajdziesz własną drogę do zwycięstwa?