Dzwony biły głośno. Podjąwszy znajomka z "Ukon Wacka" Domenik aep Zirgin pędził wraz z Hagnarem Wildschweinem ulicami Ekkerund. Zwykle tłoczne, ale mimo wszystko drożne, teraz te kamienne twory zamieniły się w prawdziwą chaotyczną plątaninę. Co śmieszniejsze większość mieszkańców nie pędziła do domu chować dobytku, a raczej po broń. Inni, mniej zamożniejsi ruszali do strażnic i posterunków pobrać rynsztunek. W takich właśnie chwilach uświadamiał sobie przybysz, że każdy mieszkaniec miasta jest jego obrońcą. Obrońcą wyszkolonym i pancernym. Kilku kolejnych krasnoludów w blachach pędziło ku głównej bramie. Dwaj brodacze zmierzali, jak można było się domyślić, w największy kocioł. W miejsce gdzie najbardziej będą ich potrzebować. Dzwony biły głośno.
Tutaj było już naprawdę gorąco. Przedarcie się przez niższe progi miasta, tuż pod granicę skały graniczyło z cudem. Brakowało widać organizacji nie zaś chęci do walki. Ba! Tej drugiej było w nadmiarze, bo, mówiąc wprost, wkurwieni brodacze pognali załatwić co trzeba i wrócić do zajęć. Z resztą alarm sugerował, charakterystyczne bicie, którego magiczny rytm nie sposób powtórzyć, "pamiętaj, pamiętaj, że karczma zamknięta, Yorguś zarzigoł, kufle rozbijoł, przeta chyć młota prendzy i grube ratuj od nendzy". Nim zdąży ktokolwiek na dobre zapamiętać karczemną rymowankę pod bramą pojawili się oficerowie i oddelegowani z Hufca do obrony. Sam Hufiec, jak można było poznać po drżeniu bruku, maszerował.
//Tak, gram NPC'em Domenikiem i Hagnarem,