Dragosani najpierw jechał sobie w milczeniu, ignorując rozmowę elfa i człowieka. Później, gdy zostawili konie, ruszył wraz z nimi(oraz młodym wampirzątkiem) skrajem wycinki, delektując się wspaniałością otaczających go mroków nocy. Czuł się wyjątkowo dobrze. I tak sobie szli we względnej ciszy. Wampir zastanawiał się przez jakiś czas, czy nie wspomóc aby "dziennych" towarzyszy i stworzyć światło za pomocą magii, ale ostatecznie uznał, ze i tak dobrze sobie radzą. Wszak żaden z nich nie wywalił się na jakiś korzeń, który wydłubałby u oko. Po pewnym czasie do nosa wampira doleciała znajoma woń. Jakby mokrego psa. Nocny łowca zatrzymał się, co mogło wzbudzić zdziwienie towarzyszy. Przymknął oczy, aby lepiej wczuć się w zapach.
- Wilki - wyjaśnił szeptem. - Kilkanaście sztuk. Muszą siedzieć w jakiejś jamie, bo zapach jest nieco stłumiony - dodał, po czym zerknął na Arcusa. - Czujesz? - zapytał, chcąc dowiedzieć się, jako bardziej doświadczony wampir, czy młodzik sobie radzi z nowymi zdolnościami.