Wampir bawić się nie zamierzał, szczególnie, że już odczuwał postępujący spadek sił, wywołany przed nadchodzący dzień. Nagłe osłabnięcie, gdy słońce pokaże swój paskudny krąg nad horyzontem, byłoby wielce nieszczęśliwe. Dlatego też Drago nie trudził się nawet z odpowiedzią. Wyciągnął kolejną strzałę z kołczanu, ostatnią jak mniemał w czasie tej walki. Nałożył ją na cięciwę i wymierzywszy, wystrzelił. Strzała miała już krótką drogę do przebycia, więc trafiła bezbłędnie. Jeden z owadów spadł przebity na ziemię. Wampir zaś odrzucił łuk i chwytając za miecz, wyskoczył z krzaków. Zwinnie uniknął żądła jednego z pozostałych przy życiu krwiopijców i wykonał swój atak. Prosty i brutalny. Na nic bardziej finezyjnego taki przeciwnik nie zasługiwał. Ostrze miecza gładko przeszło przez ciałko owada, zabijając go na miejscu. Wampir sapnął. Naprawdę czuł się coraz gorzej.
1/6