Gdy tylko znalazłem się w obozie, od razu zacząłem szukać pewnej bardzo przydatnej rzeczy. Która nie dość że narobiłaby hałasu, to do tego jeszcze zwróciłaby uwagę wszystkich na mnie. Całe szczęście szukać długo nie musiałem, bo w jednym z namiotów było to coś. Wyszedłem z namiotu, rozwinąłem bat, czyli to coś co potrzebowałem, zamachnąłem się i strzeliłem trzykrotnie. Jak to bywa przy strzelaniu z bata, zrobił się huk. Wszyscy odwrócili się w moim kierunku, zapominając o brodaczu wydającym rozkazy. Po trzecim strzale zacząłem się wydzierać starając się jak najprościej wszystko wyjaśnić w żargonie wojskowym:
-Będziecie jechać w pierdolonej kolumnie po pięciu w szeregu. A niech mi któryś skurwysyn wyjdzie po za szereg, to osobiście tego huja wychłostam, tak że jego pierdolona przez 40 rozbójników matka, go nie pozna!-Przerwałem na chwilę, aby przełknąć i odchrząknąć. W końcu nie co dzień tak się krzyczy--Na przedzie tej jebanej kolumny, pojedzie pierdolony oddział zwiadowców, pod wodzą Juliana!-Tutaj już przestałem krzyczeć i normalnym głosem powiedziałem do starego druha-Weź ze sobą tych dwóch..-Tu miałem na myśli Xviera i Auriusa-.. oraz wybierz sobie dwóch żołdaków. Tylko pamiętaj jak coś zjebiecie..