..Aragorn też był "egzotyczny" w tych stronach. Gdy zszedł na ląd miejscowi trochę się go bali. Na tyle że musiał aż udać się do miejscowego ratusza by wyjaśnić kim i czym jest. O dziwo nikt nie chciał go spalić na stosie czy nabić na widły jak pewnego pogromcę potworów w czasie bodajże pogromu jakiegoś... Dracon spędził w mieście 3 dni, bawiąc się na koszt miasta. Był wszak gościem z bardzo daleka a jego opowieści o Marancie zaciekawiły tak i prostą ludność jak i poszukiwaczy przygód. Hrabia poznał w Orace mędrca czy też mnicha. Liu Wei był człowiekiem w starszym wieku, z długą postrzępioną brodą. Zaproponował mu że dołączy do niego w jego drodze ku oświeceniu. Aragorn z racji iż nie bardzo znał tutejsze dialekty i okolice -wszak zwiedził ledwie kawalątek tego świata i to głównie w celach czysto zarobkowych - zgodził się na propozycję uczonego. Mnich i adept mrocznych sztuk wyruszyli ku "Smoczemu Grzbietowi", ogromnemu masywowi górskiemu który przecinał kontynent wzdłuż, dokładnie w jego środku. To jednak jest mało ważne, ważne dla tej opowieści jest to co Aragorn jak i Wei zyskali. Oboje wiele się nauczyli, ale najwięcej zyskał na tym nasz bohater. - bard zwilżył usta, opowieść była długa a on nawet nie dotarł w sumie do połowy. Chrząknął i kontynuował - Już wtedy zaczął się zmieniać, często zatrzymywali się w urokliwych i spokojnych miejscach gdzie kontemplowali nad sobą. Dracon zaczął panować nad emocjami. Liu często go prowokował i raz na początku o mało by nie zginął. W każdym bądź razie mnich i wojownik szli dalej w stronę gór. Aragorn dużo pisał o tym co widział. Dni drogi zmieniły się w tygodnie...