Rozdział II - Powrót w rodzinne strony.
Minęło kilka miesięcy od czasu gdy wojsko ruszyło odbić dolinę. Wszyscy w dolinie słyszeli, co stało się po wymarszu. Jednak nikt nie wiedział, że niedobitki są w dolinie. Tego dnia, gdy minęło 4 miesiące od bitwy, Kasandra razem z innymi dziewczętami ruszyła w stronę pola walki. Tam gdzie kiedyś była bitwa, teraz stoi wielki krzyż na cześć poległych tam. Dziewczyna modląc się do bogów myślała tylko o jednym - o Connorze którego pokochała w tamtych czasach. Jednak na fakt, że on zginął - wyszła za mąż za jego przyjaciela Groma.
Grom był zastępcą kapitana straży, i wielkim przyjacielem bohatera opowieści. Gdy dziewczyny skończyły modlitwy, i rozeszły się tylko Kasandra została.
Oh Connor. Czemu się zgodziłeś na wojsko?! Może teraz był byś moim mężem, i byłabym szczęśliwsza. Tęsknie za tobą, ale mam nadzieje że spoczywasz w pokoju.
W tym czasie na zamku w dolinie.
Connor! odezwał się mistrz. Dzisiaj razem z resztką ocalałych ruszasz do miasta. Ufam że dzięki umiejętnościom nabytym w czasie tych czterech miesięcy nie zginiesz na polu...
Tak jest, mistrzu! W ciągu czterech miesięcy prawie nie rozstawał się z mieczem, ostrzem do rzucania w rękawku i szatą. Teraz, kiedy był pełno prawnym członkiem miał pierwsze ważne zadanie. Przez te miesiące zapuścił stylową brodę, a włosy związał w kucyk. Dzisiaj był wyjątkowy dzień. Kenwey poszedł do swego pokoju i zamknął się. Ubrał szatę, przyszykował miecz i ostrze i wyszedł. Ekspedycja była już gotowa.
Wszyscy ruszyli. Słońce dopiero teraz zaczęło doskwierać, a marsz trwał. Niecałe dziesięć minut przed przełęczą drużyna usłyszała wrzaski. Była to młoda, piękna i pół naga kobieta. Uciekała przed orkami.
Przygotować się! Orkowie nadchodzą! wydał rozkaz, Wyciągnął swój miecz, i razem z tym małym oddziałem z 10 osób ruszył do walki. Myślał że goni ją stado orków, a okazało się że tylko 2 myśliwych. Szybko się z nim rozprawił. Jednemu ściął łeb, a drugiemu przebił szyje. Gdy obaj padli, podszedł do leżącej kobiety. Nałożył na nią koc, i odprowadził do ludzi. Marsz został wznowiony.
PO KILKU GODZINACH.
Drużyna dotarła pod bramy miast bez większych problemów. Straż oniemiała z zdziwienia, gdy na zbrojach ocalałych widniał królewski znak straży. Kapitan straży kazał od razu wpuszczać ich do miasta. Tam, gdy wjechali jeźdźcy, nie zabrakło tłumów ludzi. Wszyscy byli zszokowani, tym że jednak masakrę ktoś przeżył. W tłumie nie zabrakło także Kasandry którą zainteresował jedynie mężczyzna w kapturze - Connor. Nie dała rady go rozpoznać, bo miał brodę i kaptur. Przed ludzi wyszedł kapitan.
Kto wami rządzi? zapytał.
Ja. Odezwał się Zabójca. Zszedł z konia i podszedł do człowieka. Porozmawiajmy na osobności, za dużo tu osób. Wtedy popatrzył się na Kasandrę. Rozpoznał ją od razu, jak i rozpoznał jej męża - Groma. Wiedział że jest z nim w związku, bo widział jak ją tuli. Nie przypatrzył się długo, bo kapitan straży zabrał go do koszar. Tam zaczęli konwersacje.
Więc... Jak się zwiesz? Skąd znasz ten oddział? Gdzie byliście całe 4 miesiące? Wiecie, że wszyscy myślą że nie żyjecie? pytań nie było końca.
Wiem że tak myślą, znam tych ludzi bo walczyłem razem z nimi niedaleko stąd cztery miesiące temu. Ukrywaliśmy się w Górniczej dolinie, a zwę się Connor Kenwey.
Znieruchomiał. Młokos którego wcielił do armii wtedy, był teraz wyszkolonym zabójcą.
Jj.. Jak to C... Connor? On nie żyje! krzyczał kapitan.
Asasyn zdjął kaptur. Od razu dowódca go poznał. To ty! Naprawdę! Jak się ciesze! Muszę powiedzieć Kasandrze! Ucieszy się! Wypytywała o ciebie każdego dnia! Czy znaleźliśmy cię, czy żyjesz!
Nie... Nie mów jej. Przynajmniej na razie. Niech myśli że nie żyje. Ma teraz męża, i niech tak zostanie...
Stanie się według twej woli odrzekł dumnie kapitan.
Jedyne o co cię proszę, to to żebyś urządził imprezę w karczmie na cześć przybycia ocalałych, i o to byś powiadomił mą rodzinę o tym że żyje. Mam nadzieje że mnie nie zdradzą przed Kasandrą.. I tak się stało, rodzina została poinformowana, a na wieczór została wydana uczta na całe miasto.