Las. Dom setek gatunków zwierzą (bestiariusz ssie). Dom setek gatunków ofiar, jakie tylko czekały na cichy syk jego strzały. I oto wkraczali właśnie w tą domenę, którą ostatnimi czasy tak polubił młody wampir. Skończyło się szaleńcze ganianie za przerażonymi mieszczanami. Skończyła się ucieczka przed strażą i wyplątywanie się z głupich przesłuchań.
Nie mniej jednak tęsknił za tym. Za ciepłą, pyszną, rozpływającą się w ustach krwią młodego dziewczęcia.
Otrząsnął się jednak z marzeń, zdjął łuk z pleców. Wolał go nieść w dłoni. Był lekki i mu nie przeszkadzał, a zawsze było go mieć lepiej w pogotowi. Rozglądał się uważnie, dopatrywał zagrożeń, śladów zwierzyny czy bandytów.
- Wyruszać na noc? Widzę, że sobie upodobałeś ta porę dnia. Zwykle wyrusza się rankiem - zwrócił się oczywiście do lidera grupy. Tego który ich prowadził.
// Pamiętam czasy, jak trzeba było w pierwszym poście obowiązkowo wklejać portret i noszony ekwipunek. Przynajmniej wiecie jak możecie sobie wyobrazić moją postać.