Przez wiele lat słuchałem wyłącznie poezji śpiewanej, aż nagle, pewnego dnia, pewna substancja w pałacu mojego umysłu dokonała przewrotu. Zatem zaczęło się.
W sumie dość szeroko - od heavy metalu (Black Sabbath czy Iron Maiden) poprzez hard rock - AC/DC czy Led Zeppelin, dużo rocka progresywnego w wydaniu z lat 70 i 80 (Thundermother, Beatlesi, HENDRIX FOREVER!), też grungu (Nirvana, Soundgarden, Nero's Rome, Smashing Pumpkins), też klasycznej rzecz jasna (głównie to Mozart, Czajkowski, Part, Wagner), bardzo dużo stoneru (Elder, Major Kong, Electric Wizard, Kyuss, Queens of the Stone Age). W zasadzie staram się nie ograniczać w gatunkach. Everything depends on actual mood. O, jeszcze na przykład elektroniki spod znaku Pet Shop Boys czy Chemical Brothers.