Isentor zbliżył się do leżącego Devristusa. Uniósł sztylet i energicznym ruchem wbił ostrze w klatkę piersiową przeszywając serce adepta. Nieszczęśnikiem wstrząsnęło, Isentor przytrzymał go prawą ręką odmawiając modlitwę. Następnie jednym, zdecydowanym pociągnięciem uwolnił ostrze z piersi adepta. Czerwona posoka powoli spływała po ranie dziwacznie bulgocząc. Devristus powoli odpływał, słyszał uderzenia swojego serca tak dokładnie i głośno, jakby ktoś obok uderzał w gong. Isentor przeciął sztyletem swą dłoń i oblał krwią ranę Devristusa. Pchnięcie zaczęło się zasklepiać, adept zerwał się w agonii. Od tego momentu w jego oczach można było dostrzec śmierć. Martwy, płowy kolor pustki, który tlił się w jego źrenicach zwiastował zmiany jakie zaszły w adepcie. Dzięki rytuałowi stał się istotą żyjącą w dwóch wymiarach, istot żywych oraz martwych. Isentor stał nad nim w milczeniu.