Kiedy grupa patriotów, a właściwie ludzi, którzy szukają byle pretekstu do przelania kilku kropel krwi, kierowała się w stronę stajni miejskiej, Diomedes szwendał się bocznymi uliczkami Efehidon i starał się skubańców dogonić, jako że sam bardzo chętnie pokazałby przemądrzałym szlachciurom, gdzie ich miejsce. Szybkimi krokami obrał zakręt w prawo, potem w lewo i po chwili wyłonił się z brudnego zaułka, wychodząc na brukowaną drogę tuż przed kompanią.
- Tu jesteście! - uradował się. - Idziemy pod twoim komando, Mogul?