Decyzja o wyruszeniu jakoś się przedłużała, więc Severus postanowił "wrzucić coś na ząb", przed wyruszeniem. Nie wiedział ile potrwa podróż i jak podczas niej będzie z... zaopatrzeniem. Odszedł od tłumku, wchodząc w jedną z bocznych uliczek. Była noc, co dawało wiadome korzyści dla wampira. Oraz inne, czyli ludzi opuszczających pobliską karczmę. Wystarczyło tylko się zaczaić... Po chwili dostrzegł potencjalną ofiarę. Był to nieco podpity mężczyzna w sile wieku. Z wyglądu drwal jakiś, albo stoczniowiec. W każdym razie wielki i silny. Powinien mieć mocną i odżywczą krew. Ravnblod wyszczerzył kiełki i ruszył za nim do zaułku... Wyszedł po trzech minutach, rękawem ocierając usta z krwi. Ofiarę zostawił przy beczce z jakimiś śmieciami, zostanie wzięty za kolejnego pijaczka. A samego ataku pewnie nawet nie będzie pamiętał. Gdy wszyscy wsiedli na konie i drużyna wyruszyła, Severus postanowił zagadać do osoby, którą można by nazwać jego bratem i pra(ileś tam)wnukiem, jeżeli brałoby się pod uwagę wampirze linie krwi. Sytuacja ta byłą dość nietypowa, żeby nie powiedzieć patologiczna. Podjechał na czarnym wierzchowcu do niejakiego Fausta. W sumie znał go tylko "z widzenia".
- Chyba się jeszcze nie znamy - powiedział, gdy był już względnie blisko. - Dragosani, szerzej znany jako Severus Ravnblod - przedstawił się.