No i dzielna druzyna skladajaca sie z dziewczynki, krasnla i zabojcy ruszyla. Swoje kroki skierowali prosto w kierunku miejskich stajni. Chcac w miare uwiarygodnic role mlodej corki kupca najeli oni woz, na ktorym jechala panienka wraz z powozacym krasnalem, co na konia wspiac sie nie mogl. Kruk natomiast jechal konno tuz obok. Jego kon szedl razno, gdyz cale zapasy ktore wzieli znajdowaly sie a wozie.
Podroz mijala im bardzo powoli, woz wlukl sie w nieskonczonosc po wybojach. Kto by pomyslal ze na jednym z popularnych traktow moglo tak wytrzasc biedna dziolszka i krasnalem. Tak minely im cale piec dni, na prawie pustym trakcie.
Kiedy piaty dzien podrozy zblizal sie ku koncowi, zatrzymali sie oni na niewielkiej polance. Rozbili spokojnie oboz i usiedli do niezbyt smacznej strawy w ktora wchodzila wodnista polewka oraz twardy chleb. Kiedy juz skonczyli jesc zapadla kompletna cisza, ktora zostala gwaltownie przerwana przez kruka:
-Jutro popoludniu dotrzemy do K'efir. Ale nim pojdziecie spac chcialbym uzgodnic z wami pare rzeczy. Przedewszystkim zacznijmy od tego ze w zwiazku z nasza przykrywka, musimy przybrac sobie imiona ktorych bedziemy uzywac wszedzie. Po drugie jak Garir wie ja jestem wsrod zgromadzenie spalony, zeby trudniej mnie bylo poznac poza K'efir zmienie lekko wyglad, oraz bede gral ochroniarza niemowe.