Kołysanka już śpiewała w moich dłoniach, gdy skoczyłam do przodu, prosto na jednego z orków. Potężny, zwalisty zielonoskóry budził respekt, podkreślony dodatkowo dwoma toporzyskami w wielkich jak bochny chleba łapach. Zawirowałam w piruecie, unikając ataku i cięłam mocno, na odlew. Srebro gładko cięło pancerz i skórę przeciwnika. Z rany na boku popłynęła krew, ten jednak nic sobie z tego nie robił, ryknął tylko, uderzając we mnie toporami. Nie próbowałam parować, miał nade mną przewagę siły, uskoczyłam do tyłu, wrogie bronie minęły mnie o włos. Skoczyłam po skosie, za prawy bok, przetaczając się po ziemi i natychmiast wstając, składając się do szerokiego sinistra, tnąc prostopadle do kręgosłupa. Klinga weszła głęboko, między kręgi, nie tracąc czasu uderzyłam ponownie, równolegle do pierwszego cięcia. Cofnęłam się o krok, zielony bydlak odwrócił się i zamłócił wściekle ramionami, topory wyły w powietrzu. Dwa razy zahaczyły o moją kolczugę, nie czyniąc mi jednak szkód. Zaklęłam, przyciągając go telekinezą i nadstawiając miecz do potężnego sztychu. Klinga wgryzła się w ciało na wysokości mostka, wychodząc z pomiędzy łopatek. Sama jednak przemieściłam się za jego plecy, unikając ostatniego, rozpaczliwego ataku. W sam raz, by usłyszeć wściekły ryk kolejnego orka. Warknęłam, wystawiając przed siebie ręce. Berserk ruszył do szarży, a ja krzyknęłam wysokim głosem - Heshar! - podmuch ognia pochłąnął orka, zwęglając jego ciało. W powietrzu rozszedł się ohydny smród spalonego mięsa. Odzyskałam jeszcze miecz i ruszyłam dalej.
3/6 berserków