Miecz błysnął w dłoni wroga, gdy zbliżał się do mnie szybko, na ugiętych nogach, z parszywym uśmieszkiem na ustach. Zawinęłam krótko Kołysanką, srebrna klinga zaśpiewała w powietrzu i stanęłam w wykroku, niemal zapraszając do siebie przeciwnika. Ruszył, sztych jego miecza krążył tuż przy ziemi, próbując mnie zwieść. Zaatakował nagle, w biegu składając się do szerokiego sinistra, zablokowałam gładko, odpychając cudzą klingę i przechodząc w półpiruet. Unik wyniósł mnie na bok, zaatakowałam szybko, mocno. Klinga z sykiem przejechała po pancerzu przeciwnika, nie czyniąc mu szkody. Co szybko wykorzystał, tnąc szerokim dexterem, po brzuchu. Kolczuga jednak wytrzymała, wywinęłam się szybkim odskokiem, płaszcz załopotał, miecz zatańczył raz jeszcze w moich dłoniach. Znów ruszyłam do ataku, myląc go krótką fintą, szybkim wypadem przeszłam jego blok i zamaszyście chlasnęłam go przez twarz. Srebro wpiło się w skórę, przecinając jego parszywy pysk po idealnym skosie, pozbawiając go oka. Zachwiał się w przód, brocząc krwią z rozrąbanej głowy, a sama przeszłam półpiruetem na jego bok, precyzyjne cięcie rozpłatało jego skroń, w powietrzu zamigotały krople krwi. Zawinęłam mieczem, pozbywając się posoki z ostrza, dostrzegając szarżującego już wroga. Uskoczyłam w ostatniej chwili, wirując w bok. Za wolno, szybki wypad dotknął lewego ramienia, z płytkiego cięcia popłynął strumyczek krwi. Nie zważając na to obróciłam się, błyskawiczną kwartą dexter przełamując niewprawny blok. Następne cięcie poszło po gardle, głęboko, naruszając tętnicę. Krew trysnęła niemal tak widowiskowo, jak woda z królewskiej fontanny w Efehidonie. Niemal.
3x Wojownik Zgromadzenia - wliczam też niepodliczonego przez Kozę.