Diomedes wyszedł za brodaczem z udawaną ekscytacją na twarzy i odwiązał swego konia. Pogłaskał zwierzę po grzywie, zajrzał w głębokie oczy, jakby tam szukając jakiegoś ostrzeżenia, po czym wskoczył na jego grzbiet i popędził za starcem namawiającym do złego. Cały czas pilnie i czujnie mu się przyglądał, wypatrując potencjalnej zasadzki, w którą mógł ich prowadzić. Lustrując leśny teren trzeba było jednak mieć świadomość, że wiele ucieka niedoskonałemu zmysłowi wzroku.
- Tak w ogóle, to jak się panie zwiecie? - zapytał, bo nie wiedział, jak się do brodacza zwracać.