- Nie znoszę, jak to mówicie - długoucha westchnęła głośno i nader teatralnie, gdy usłyszała iście dżentelmeński tekst. Skrzywiła się chwilę później, gdyż poprzedni gest zmusił ją w następstwie do wdychania tego nieprzyjemnego, śmierdzącego śmiercią, powietrza. - Zawsze, jak tak się do mnie zwracacie, to dzieje się coś złego - dodała, przypominając sobie sytuację z zadania, które wykonywała wraz z Adasiem i Aerthem. Przywiązała konia, wyjęła strzałę z kołczanu i przygotowała łuk. Uśmiechnęła się, słysząc miłe słowa od nowicjusza, ale jakoś wątpiła, by jego magia cokolwiek zdziałała. Prędzej oni usłyszą napastnika, a elfie strzały latają niewyobrażalnie szybko. Lekko stąpając, ruszyła truchtem w kierunku śladów. Następnie podążała za nimi, jednak bez zacierania krwi. Co chwilę przystępowała wraz z Malavonem. Nasłuchiwała, choć wiedziała, że gdyby cokolwiek dane było jej usłyszeć, Aragorn zaalarmowany byłby o tym dźwięku o wiele wcześniej. Z łukiem w pogotowiu i długouchym kompanem obok, ruszyła bezszelestnie w las.