Królestwo Valfden > Efehidon
Ulica Dragosaniego pogromcy Kagana
Gunses:
Mężczyźni przeszli ulicą Dragosaniego pogromcy Kagana, który to Kagaon okazał się ojcem Devristusa, który był podobno bratem Dragosaniego, który to z kolei zabił Kagana. A przynajmniej nie kótrzy byli o tym przekonani. Szczerzyli się do szlachcianek, puszczali oko młodym pannom. Skręcili w stronę dzielnicy rzemieślniczej.
Dragosani:
Dragosani, który technicznie rzecz biorąc bratem Devristusa nie był, bo to raczej niemożliwe, ale tym bratem też był, bo tak i nikt tak właściwie nie mógł połapać się w pokrewieństwie obu panów. Niektórzy twierdzili, że owe braterstwo jest jedynie swoistym paktem, jak to czasem zdarza się wśród przyjaciół. Prawda pozostawała nieznana, ale z pewnością była jeszcze bardziej zagmatwana niż się to wydawało... W każdym razie ten właśnie Dragosani, kroczył kilkadziesiąt kroków za pijanymi mężczyznami nie uśmiechając się do szlachcianek i nie puszczać oczu do młodych panien. Nie musiał wszak. To one uśmiechały i puszczały oko do niego, ha! Zauważył, że jego cele skręcają do następnej dzielnicy, więc sam także tam skręcił.
Korag:
Wczesnym rankiem, Korag spacerował ulicami Efehidon. Nie było tu nikogo... No, nie licząc paru lokalnych pijaczków i bezdomnych śpiących gdzieś po kątach, prawdziwej armii szczurów i jednego podchmielonego śpiewaka amatora. Krasnolud minął zataczającego się mężczyznę i ruszył ku jeszcze mroczniejszym zaułkom. Postępując zgodnie z radami pewnego znajomego chciał dotrzeć do miejsca, w którym gromadzić się mogą ludzie z przestępczego półświatka. Chciał być zauważalny, ściągnął jednak płaszcz bractwa. W takim miejscu był jak cel wymalowany na plecach.
Gunses:
W jednym z zaułków stała dziwna piątka. Jeden krasnal, jeden elf i trójka ludzi. Krasnal, elf i dwójka z ludzi ubrana była w stój, na widok którego każdy kupiec się trząsł. Z daleka widać było, że to bandyci. Ostatni z ludzi, który im coś tłumaczył, był odziany w dość porządną szatę szarobrązowego koloru i zielonymi i czerwonymi naszyciami na niej.
Korag:
Krasnolud stanął jak wryty. Nie zobaczyli go jeszcze, ma więc czas na przemyślenie tego, co zamierza zrobić. Sprawa nie była łatwa. Nie mógł po prostu wyskoczyć zza rogu i krzyknąć-Hej co u was?! W swej mądrości, postanowił więc, że poczeka tutaj w ukryciu. Czekał, aż ten w szacie skończy wydawać polecenia i przy okazji próbował podsłuchać, co takiego przekazuje swoim towarzyszom.
Nawigacja
[#] Następna strona
Idź do wersji pełnej