Kiedy pierwsza wiewiórka przebiegła po dachu jednego z zakładów rzemieślniczych nikt się nią nie przeją. Jednakże potem zaczęło się inne piekło. Wiewiórek, łasic, kun, gronostajów, szczurów, myszy i wszelkich innych mały ssaków były tysiące. Biegały po ulicach, skakały od straganu do straganu, przemykały po dachach. Doczekali się i tego. Bowiem drugiego wieczoru plag zjawiły się wszelkie inne zwierzęta. Lecz nie to było martwiące. Jesienna noc zapadła szybko.
- Lećcie po komendanta! - zawołał kusznik z wieży strażniczej patrząc na granicę za podgrodziem, na linię lasu. Podgrodzie oświetlone było ogniami pochodni, dalej zaś były same świecące w ciemnościach oczy.
Całe miasto zostało otoczone przez tysiące wilków, niedźwiedzi, cieniostworów, wiwern, jeleni, kretoszczurów, rotishy, sambirów, taru, wszelkich dzikich roślinożerców i mięsożerców. Całe miasto otoczone było niby armia stacjonowała pod jego murami. Słuchać było pomruki, wycia, ryki i inne dźwięki zwierząt. Wszystkie stały i patrzyły w miejskie mury.
- ÂŚlijcie po kapitana! Jesteśmy... OTOCZENI!