Severus skłonił się, równie teatralnie. I chłodno. Równie chłodno wyjaśnił nieobecność Archibalda.
- Zacny pan Archibald ma pewne... problemy żołądkowe. Zapewne dzisiejsza wieczerza nie była dla niego zbyt fortunna... poprosił mnie, abym to ja dostarczył dziś panu wino - wyjaśnił chłodnym i najbardziej formalnym tonem, na jaki mógł się zdobyć. Szybko spojrzał na obcego mężczyznę, który mógł pewnie stanowić problem, lecz nie miał wyboru, działał dalej. - Pozwolą zatem panowie, że naleje wina - dodał i jeszcze raz się skłonił, tym razem lżej. I udał się w kierunku kredensu. Tak jak gdyby nigdy nic. Był sługą, a to było jego obowiązkiem. I teoretycznie, szlachta nie powinna nawet zwracać na niego uwagi, oczekując tylko wykonywania obowiązków. Postawił tacę z butelką na komodzie obok kredensu i otworzył go, wyjmując dwa kieliszki. Następnie dyskretnie wciągnął fiolkę z trucizną zza szaty i ukrył ją w rękawie. Otworzył wino nalał go do obu kielichów. Niby przypadkiem zasłonił kielichy sobą i szybko dolał do jednego z nich trucizny. Schował fiolkę do kieszeni, ustawił butelkę i kielichy na tacy, po czym zaniósł ją przed szlachciców. Zatroszczył się też o to, aby kielich z trucizną umieszczony był bezpośrednio przed jego celem. Następnie skłonił się i dyskretnie, jak na sługę przystało, ruszył do wyjścia.