- Chyba sie pomyliłeś. - rzuciłem tylko, a słowom towarzyszył świst ostrza wysuwającego się z zapięć na plecach. Miecz wyciągnięty zza lewego ramienia szybko zablokował proste cięcie jakim próbował atakować bandzior. Sprawnie przejąłem energie uderzenia, amortyzując ruchem w dół, po czym sam odepchnąłem jego klingę jeszcze mocniej. Ramiona poleciały mu do tyłu, więc mocnym kopniakiem w brzuch unieruchomiłem tymczasowo chłystka. A dodać trzeba, że był to kopniak gotów żebra łamać od niechcenia, bowiem siła z jaką został wyprowadzony, była co najmniej ponadprzeciętna. W tym samym czasie do pomocy ruszył kompan, wijącego się na ziemi, szanownego atakującego. Wyprowadził proste pchnięcie, na które odpowiedziałem sprawnym unikiem. Obróciłem mieczem ósemkę, uświadamiając mu, że podskoczyli do niewłaściwej osoby, a ich umiejętności raczej niewspółmierne do moich. Bandzior odsunął się, gwałtownym odskokiem. Wtedy też, powoli podnosił się ten pierwszy, zauważywszy to szybko mocą telekinetyczną odepchnąłem go na kilka metrów. Celowałem oczywiście w nogi, aby łatwiej było zachwiać jego równowagą, po czym powróciłem do mojego pojedynku. Bez chwili wytchnienia przejąłem inicjatywę, zacząłem wyprowadzać coraz to bardziej skomplikowane cięcia i markowane ciosy, które bandyta próbował blokować z nieukrywanym trudem i mozołem. Wtedy też wpadłem na sprytny pomysł. Tnąc od lewej strony, przykucnąłem na jedno kolano, co zmyliło mojego oponenta i ciąłem ukośnie w górę, podnosząc się. Jego delikatny kubraczek szybko nasiąknął bordową posoką, wypływającą z długiej, aczkolwiek nieszczególnie głębokiej rany. Po wszystkim wymierzyłem jeszcze tylko kopniak w łydkę i rozejrzałem się dookoła. Podszedłem do pierwszego z mężczyzn i chwytając go za nadgarstek, podniosłem z ziemi, automatycznie wykrzywiając ramię za plecami, z drugim zrobiłem to samo.
- Jesteście aresztowani. Nie ma takiego bicia. - stwierdziłem i zacząłem prowadzić obu mężczyzn, każdego trzymając jedną ręką. Byłoby to dość ryzykowne, gdyby nie siła z jaką ich trzymałem. Prędzej wyrwałbym im ramiona, niż oni zdołaliby się uwolnić. Ruszyłem w stronę siedziby.