Podobnie jak Czerwone Diablę Isentor, uważam że elektronie atomowe są potrzebne. Nie tylko krajom, które już je posiadają, nie tylko Polsce, ale całemu światu. Obecne źródła energii w postaci ropy naftowej, węgla i gazu są na wyczerpaniu. W mediach się o tym nie mówi (ciekawe dlaczego) ale wystarczą one jeszcze na ok. 50 lat. A co będzie później? Niektórzy mogą odpowiedzieć, że wtedy powinniśmy zainwestować w alternatywne źródła energii i budować elektrownie geotermalne, wodne, wiatrowe i tak dalej. Jednak jakoś mało kto pamięta, że i one sprawiają problemy. Są drogie, zależne (przynajmniej niektóre) od warunków klimatycznych i wbrew pozorom wcale nie takie "przyjazne" środowisku, jak można by sądzić. Przykład? Elektrownie wodne wpływają na biegi rzek. Pomijam fakt, że uregulowanie rzeki to istna apokalipsa dla tamtejszej fauny. Zmiana biegu rzeki wiąże się też z jej ewentualnymi wylewami. Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. Idziemy dalej, elektrownie słoneczne. Produkcja ich ogniw, poza tym że jest cholernie droga, to na dodatek szkodliwa dla środowiska... Jak widać, żadem rodzaj elektrowni nie jest idealny. Jednak awaria elektrowni atomowej, przy współczesnym poziomie technologii, jest bardzo mało prawdopodobna. Oczywiście osoby zaślepione tym co podają im media krzykną "A awaria w Fukushimie? A Czarnobyl?". Więc, by tego uniknąć, spieszę z przedwczesna odpowiedzią. Czarnobyl był wynikiem przestarzałej technologii, radzieckiego zaniedbania i błędu ludzkiego. Właściwie nie ma tutaj o czym mówić. W Czarnobylu dano dupy i tyle. Awaria w Fukushimie zaś, ma podobną genezę, chociaż o nieco odmiennej specyfice. Technologia owej elektrowni również nie należy do najnowszych. Ma ok. 30 lat! Więc nie jest tak, że Japończycy mają wszystko supernowoczesne i olaboga. Do tego dochodzi idiotyzm w postaci umiejscowienia elektrowni. Nie wiem co kierowało nimi, by wybudować elektrownie atomową w miejscu tak narażonym na wstrząsy sejsmiczne. No cóż, widocznie nie rozumiem japońskiego poczucia humoru. I teraz przejść możemy do ewentualnej elektrowni w Polsce. Jak pisałem, jestem całkowicie za. Nawet gdyby mieli ja stawiać na moim podwórzu. Powodów jest kilka. Po pierwsze, jej wydajność. Nikt temu nie zaprzeczy, że energia atomowa jest cholernie wydajna. Po drugie, uniezależniłoby to Polskę od zasobów energetycznych innych krajów. Może nie całkowicie (w końcu paliwo jądrowe skądś brać trzeba), lecz na pewno bylibyśmy w większym stopniu niezależni, niż w chwili obecnej. Ponad to nie obawiam się awarii. Jest ona bowiem praktycznie niemożliwa. Nie w naszym rejonie. U nas nie występują trzęsienia ziemi, ani tsunami. A silne wiatry i powodzie nie są w stanie zaszkodzić takiej elektrowni. I tutaj przytoczę pewne "argumenty przeciw", pisane na innych forach. Co niektórzy piszą, iż skoro klimat się zmienia (co jest faktem) to i u nas mogą wystąpić trzęsienia ziemi... cóż... takie rozumowanie jest idiotyczne. Chyba każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o genezie trzęsień ziemi i budowie geologicznej Ziemi wie dlaczego.
I teraz odpowiedź na pytanie "Czy awaria w Fukushimie dotknie nas?"
Oczywiście że tak. Przez dwa tygodnie nie było nowego odcinka Beelzebuba! Tak wiem, jestem skurwielem. Więc teraz serio. Z pewnością ją odczujemy. Bynajmniej nie dlatego, że nad Polskę nadleci ta osławiona "radioaktywna chmura" i nas zabije. Jednak możemy dostawać pewne "niespodzianki" wraz z importowana żywnością z terenów, gdzie promieniowanie było silniejsze. Pisali o tym zresztą moi przedmówcy.
I na tym zakończę moja wypowiedź, bo tak.