Popędzon z tłumem, dopełniwszy miary, katownie widząc, słysząc i czując czuł się do ściany przygnieciony tłuszczą ciał, metalu, krzyku, posoki i niepojętej mu wrzawy. Tu uderzyła strzała! Tam miecz hełm z łbem przecinał na dwoje! Tam znów uderzał piorun, a krzyk niemiłosierny i huk rozsadzał mu nieco podpitą i zlaną potem głowę. Jakimś cudem zdołał wyciągnąć miecz i schylić się przed ciosem jakiegoś oponenta, którego miecz napotkał na tarczę sojuszniczego wojaka. Ten to obalił go, jednak nie zabił, zmuszony do parowania ciosu z prawej. Ergard widział, jak leżący wyciąga nóż z cholewy i szykuje się do szyderczego, podstępnego i niehonorowego ciosu w nogi. Nie mógł smagnąć mieczem, czuł, jak drżały mu dłonie. Kopnął tamtego w dłoń i poprawił w twarz. Wstąpił w niego gniew, że tak marna istota człowiecza ośmieliła się podnieść rękę na jego wybawcę anonimowego, który walczył przy nim. Zdzielił kopnięciem tamtego jeszcze dwa razy, po czym miecz jego, wyciągnięty nadal napotkał silne uderzenie oponenta. O mało nie wypadł mu z dłoni, a Istedd zachwiał się i cofnął. Jeden ze zgromadzonych uśmiechał się dość paskudnie i zadał drugi cios, tym razem proste cięcie w głowę. Ergard, miecz trzymając oburącz odbił cięcie i sam zadał kontrę, prowadzony wyćwiczonym na treningach ruchem - jednym z naprawdę niewielu, które znał. Przeciwnik sparował to bez problemu, ale gdy Adaven powtórzył cios nieco pewniej, szybciej i silnej musiał zwiększyć dystans. Moczymorda wiedział, że na dłuższą metę przegra. Musiał zakończyć to szybko, póki dłonie, wiedzione impulsem adrenaliny i gniewu były jakoby rękawicami pancernymi. Zdał wrogowi pchnięcie, które przerodziło się w cięcie. Miecz oznaczył skórę wroga, który warknął jak wilk. Zadał cios naszemu pijaczynie, ale ten potknął się i nieco na bok uleciał, przez co wyratował się bez gardy. Pchnął mocniej i dopomógł sobie ciosem pięści. Tak jego przeciwnik zwalił się z nóg trzymając się za ranę przy szyi, gdzie pierwej raz miecz nieco skórę zaznaczył.
- Litości! - jej jednak nie było w strachu, gniewie. Nikt tu na pardon nie walczył, ale na krew, chwałę i łzy.
87/130