Spekulacje dotyczące rzekomej drzemki elfa okazały się fałszywe gdyż Gordian był właśnie w trakcie dogłębnej penetracji obozu by z wielką dokładnością ustalić gdzie znajduje się każdy z przeciwników, których spokojny sen i w sumie też życie miał gwałtownie przerwać niespodziewany atak arcymaga Gordiana, który niczym duch przyglądał im się w bezcielesnej postaci.
-No myślę, że wiem już wszystko i pora szybko zlikwidować to źródło zagrożenia.- pomyślał i wylatując z terenu obozowiska przybrał swą normalną postać ukryty w cieniu nocy. Pochodnie zapalone na terenie obozu ułatwiając elfowi obserwację jego wnętrza utrudniały potencjalnym strażnikom zlokalizowanie elfa.
-Zaczynamy.- szepnął sam do siebie i wypowiadając szeptem inkantację -Elishesh Qihuarash, Ashush Huash- utworzył wokół siebie niewidoczną wietrzną aurę, która miała za zadanie zapewnić Gordianowi bezpieczeństwo w czasie walki.
-He he mam pomysł.- pomyślał elf i kumulując energię magiczną powoli ruszył w kierunku obozowiska. Szedł z założonymi na piersiach rękami wpatrzony w namioty i kilku ludzi pełniących wartę wokół nich. Mimo, że księżyc świecił dosyć jasno Gordian zbliżył się bardzo blisko nie zauważony przez nikogo. Przystanął więc i zawołał
-Nie ładnie jest tak traktować hrabiego składającego wizytę takiemu chamstwu.- to zdanie wykrzyczane w kierunku stróżujących osiągnęło dopiero zamierzony efekt. W obozie powstał ruch i po kilku chwilach już cały obóz był na nogach nie wiedząc jednak co dokładnie się dzieje.
-Nie no przesada...- pokręcił głową elf i unosząc ręce w górę wypowiedział formułę -Ruesh Izxuilxu, Osh Isarishash
Z ziemi tuż przed stopami Gordiana wystrzelił w niebo olbrzymi słup ognia wzbudzając w obozowisku prawdziwy popłoch. Słup osiągając maksymalną wysokość rozpadł się na setki drobin, które pod postacią ognistego deszczu zaczęły opadać na próbujących bezskutecznie uciec wojowników. Ludzie padali jak muchy straszliwie poparzeni od ognistych kul uderzających w ich ciała. Zajmowały się przede wszystkim ubrania i włosy, które mimo padającego deszczu pozostały suche. Krzyki konających w męczarniach powoli cichły i już chwilę później nie było słychać niczego prócz trzaskania dopalających się namiotów.
Gordian rozejrzał się szacując szkody w przyrodzie. -Jednak ten deszcz to wiedział kiedy zacząć padać.- uśmiechnął się widząc, że prawie nic nie zajęło się od magicznego ognia wznieconego przez Gordiana. -No cóż ciekawe czy mają przy sobie jakieś ciekawe informacje.- rzekł sam do siebie i opuszczając wietrzną aurę zaczął przeszukiwać każdego zabitego i resztki obozowiska, zastanawiając się przy okazji czy jego towarzysze widzieli słup ognia wystrzelony w górę.
Deszcz Ognia [Naurangol], Wietrzna aura [Lindangol]