W rzeczonej karczmie od dłuższej chwili nikt nie omieszkał pisnąć słówka. Wszyscy jakby zamarli w oczekiwaniu reakcji tłuszczy na portal. Ruszyli zatem poszukiwacze przygód, najmimordy, wykidajły i nawet szczury ostatnie, szemrząc po rogach i gryząc nieznanego pochodzenia ochłapy i padlinę. Spokojnie falujący w aromacie rozcieńczonego piwa, przypalonej słoniny, która pomimo starań karczmarza nadal posiadała smak i walory odżywcze, oraz prawdziwych wędrowców gobelin przywodził na myśl dawne wyprawy i zdobycze o niewyobrażalnych rozmiarach. ÂŚpiewał wręcz pieśni zwycięskie i w rytm wojskowego trepa przemierzał krainę. Teraz pachniał piwskiem i fajkowym zielem podobnie jak...
-Waggh!- rozległo się w pomieszczeniu wraz z uderzeniem potężnej, dębowej klapy o posadzkę. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, a z chmury pyłków wyłoniły się ręce oraz głowa... Kosmata, brodata i przepełniona żądzą życia (oraz rzyci).
-Myślałeś cholero, że zamkniesz mnie na wieki w tej piwniczce? Mamiłeś piwem zmordowanego szlakiem z pełną sakwą? Oddawaj topór i pas zdradziecka świnio!- w tej chwili krasnolud ruszył pełen furii na karczmarza. W blasku świec przybrał postawę herosa, który powstając z grobu, bądź co bądź pusty browar dla krasnoluda jest ostatecznością, który łamie filary świątyń i burzy obraz świata. I już pięść kamienna zbliżała się do wystraszonej twarzy kiedy do przybytku rozpusty alkoholowej wpadli strażnicy. Domenic aep Zirgin, bo tak brodacz się zwał wspomniał o niejakiej Brundzie, która wciąż czeka kochanka i panie Morvuldzie oraz jego kompanii liżącej rany w okolicznym lesie. Nie wspominając o ich wozie i dobytku... Z zażenowaniem i irytacją krasnolud zaklął i odwrócił wzrok. Wypadł tylnym wyjściem jak z procy. Pędził do portalu, o którym nasłuchał się w swoim suchym więzieniu...
Przyjęty