Poeta kierował swe kroki do kaplicy. Inaczej niż dzień wcześniej, tym razem nie mógł odpędzić się od natłoku myśli. Przypomniał sobie swój ostatni dzień przed przekroczeniem portalu, który prowadził do królestwa Valfden. Znajdował się wtedy jeszcze na kontynencie, lecz miał to szczęście, że ominęła go panująca wokół zawierucha wojny i ciągłych prześladowań. Funeris miał świetną pamięć, czasem nawet zatrważająco i przerażająco dobrą. Niekiedy bał się, że nie będzie potrafił wymazać niektórych twarzy z pamięci, grymasu ich bólu, widoku śmierci. Pamiętał świetnie stajennego w karczmie, u którego zostawił swojego konia. Przemierzając kolejne metry wielkiej kaplicy Zartata, rycerz myślał tylko o tym, czy ten chłopak jeszcze żyje. Co zrobił z kilkoma monetami, które na odchodne rzucił mu wtedy jeszcze zwykły człowiek, nie wojownik Pana ÂŚwiatła? Czy nie napadł go jakiś awanturnik, który uchlał się piwem jego ojca? Czy nie dosięgła ich wojna, która panoszyła się po kontynencie za sprawą niegodziwców. Wojna nie tyle zbrojna, co tocząca się w duszach zwykłych ludzi. Wojna samych ze sobą. Ciemności z jasnością. Miłości z nienawiścią. Wody z ogniem. Niczym wąż zjadający własny ogon, los plątał się i zataczał koło, przynosząc co rusz te same wydarzenia. Wydarzenia, od których Funeris Venatio, herbowy Wierzbowczyk, pragnął uchronić jak największą ilość niewinnych istnień. Ogień w jego sercu rozpalił się mocno po przybyciu na wyspę. Poeta klęknął w tym samym miejscu, co ostatnio. Dokładnie w ten sam sposób. Tak jak ostatnio, wyjął miecz z pochwy, lecz teraz delikatnie naciął sobie nim przedramię, by utoczyć kilka kropel krwi.
Pierwsza kropla padła na posadzkę, wywiercając pod czaszką małą dziurę.
- Panie... Ufam Ci...
Druga kropla uderzyła obok, znacząc posadzkę na czerwono.
- Zaufałem Ci, a ty zaufałeś mi. Masz we mnie wiernego sługę, który pójdzie do Otchłani, byleby tylko zaprowadzić ład i spokój...
Trzecia, czwarta i piąta kropla poplamiła kamień kaplicy. Lepiąca się i gorąca ciesz spływała z rany na ręce.
- Nie proszę, byś rozwiązał problemy tego świata, lecz o to, byś dał mi siłę, bym mógł się nimi zająć.
Krew spływała coraz obficiej.
- Jeżeli tylko uznasz, że jestem godzien, obdarz mnie swoimi łaskami, bym mógł stawić czoła przeciwnościom losu, który zgotowały nam sługi ciemności. Spraw, bym stał się naczyniem, które wypełni się twoim światłem. ÂŚwiatłem, którym rozproszysz mroki nocy i dasz schronienie istotom prawym i szlachetnym. ÂŚwiatłem, którym naprowadzisz tych, którzy zwątpili. Noc jest ciemna i pełna strachów, ale choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś przy mnie...