Gdy tylko Progan dowiedział się od zapytanej kobiety o miejsca kultu, zaraz pobiegł za miasto. Tak, pobiegł. W świątyni nie był od czasów przekroczenia portalu. Czuł wewnętrzny głód modlitwy. Dotarł do Panteonu Bogów. Przed wejściem poprawił swój ubiór, wygładził koszulę, otrzepał spodnie i buty z drożnego kurzu. Wszedł cicho pomiędzy wielkie kolumny panteonu. Długo nie musiał szukać odpowiedniej kaplicy. ÂŚwiergot ptaków zwabił go do w odpowiednie miejsce. Posadzkę stanowiła miękka i lśniąca niczym w wiosennym deszczu trawa, dookoła unosił się zapach ziół i traw, tak charakterystyczny dla letniej łąki. W powietrzu fruwało stadko motyli, goniąc jeden drugiego. Słychać było różnego rodzaju ptaki, skrywające się w konarach kilku drzewek.
Na środku stał posąg bogini. Kobiety z koszem ziół na ramieniu, z uległymi i leżącymi u jej stóp zwierzętami
- Niech pozdrowiona będzie Ventepi - rzekła kapłanka zbliżając się do Ciebie
- Niech będzie pozdrowiona... - powiedział machinalnie wpatrzony w posąg. Kobieta obrzuciła go spojrzeniem, zapytała
- Nie widzę przy Tobie żadnego młodego chowańców... Po cóż przyszedłeś?
- Porozma... Pomodlić się - powiedział. Kapłanka otworzyła szczerzej oczy, uśmiechnęła się
- To rzadkość. Zapraszam, wejdź pomiędzy trawy i zioła. Zostawię cię... - powiedziała i odeszła. Progan przystąpił kilka kroków. Zdjął z pleców pasterski kij. Upadł na kolana, głowę oparł na trzymany w pionie kij. Modlił się
- Pani wszech stworzenia. Tak dawno nie byłem w Twej kaplicy. Racz wybaczyć mi moje zachowanie. Wiem jednak, że obserwujesz mnie, że darzysz mnie wszelką swoją łaską. Dziękuję, że me modlitwy zostały wysłuchane, o matko. Dziękuję, że posłałaś mnie tu, że pokierowałaś mną, połączyłaś z ludźmi, którzy są prawego serca. Matko, nie patrz na uczynki me które popełniłem w swej obronie czy sprawie słusznej. Wszak Ty cenisz sobie prawdę i sprawiedliwość, cenisz równowagę i wspierasz tych, którzy chronią i wielbią dzieło stworzenia. Proszę Cię, nie opuszczaj mnie nigdy. Umocnij mnie i wesprzyj, abym mógł głosić Twą prawdę innym ludziom. Aby we mnie widzieli Ciebie. Pozwól mi tak żyć, abym nie musiał odbierać życia. Pobłogosław tak, abym samym sobą mógł położyć kres daremnemu rozlewowi krwi. Abym swą mądrość i wiarę w Ciebie wykorzystał do ochrony dzieła Twego. Uczyń mnie jeszcze bardziej gorliwszym sługą i daj moc, abym nigdy się nie zachwiał. Bądź moim drogowskazem... Nie mam wiele. Nie mam wpływów ani pieniędzy, aby zmienić cały świat. Ale mam serce czyste i chęci by Ci służyć. W moich ścieżkach bądź mi ochroną i światłem...- powiedział i spojrzał w posąg bogini. Zamknął potem oczy i opadł na trawę.