- Nie zmuszasz... dobrze... nie warto mówić napotkanej osobie kim się jest. Ponoć w Atusel jest człowiek zajmujący się mordowaniem na zlecenie... Nie poznasz mnie... Ja nie spytam o Ciebie...
Szliście przez las. Ciemny las... W pewnym momencie człowieczyna się ożywił. Wskazał palcem. Przed wami w oddali majaczyło migocące wątłe światełko. Przyśpieszyliście kroku i po chwili dotarliście do karczmy. Wśród dymu, odoru alkoholu, przekleństw i wszystkiego tego co obrazuje wygląd zapadniętej jedynej karczmy na głównym trakcie, przecisnął się do was zezowaty młodzieniec. Rozpromieniony zwrócił się to mężczyzny.
- Wrócił pan! Wrócił pan! A myśmy z Martem się martwili, gdzie żeś naszego karczmarza poniosło... - gdy tożsamość mężczyzny została ujawniona, ten zbladł, by w następnej chwili przybrać kolor zielony. Złapał chłopaka z ucho i wyprowadził za szynkwas. Następnie podszedł do krzepkiego chłopa dzierżącego maczugę w ręku, szepnął mu coś i pobiegł schodami na piętro. Tęgi chłop usiadł na stopniu przyglądając się wszystkim zanadto zbliżajacym się do schodów...