Ja się też przyznam, że jeszcze gdy byłem osobą jako tako wierzącą, zawsze odpychała mnie ta wizja nieba, zjednoczenia z bogiem i innych idealistycznych pierdół o duchowym spełnieniu, o tym że wszyscy będą tacy sami, albo sobie posiedzą przez parę setek lat w czyśćcu, żeby się takimi samymi stać... Cholera, przecież to jest ładnie opisana, wypisz, wymaluj UTOPIA. Zresztą cały ten sąd szczegółowy, sąd ostateczny... Mnie to osobiście brzydzi. Was posyłam do kotła, wy możecie stołować się we mną w niebie. No, a teraz zobaczmy sobie całe Twoje życie, oceńmy z zewnątrz Twoje postępowania. ÂŻe zesłałem Cię do okrutnego świata, w którym nie wszystko jest jasne, a niemal każda decyzja trudna? Co z tego! Ja nie wiem, może po prostu mam taką wyobraźnię i dlatego tak to widzę, ale nawet będąc malcem myślałem w podobnych kategoriach. Tylko że wtedy się tych myśli... Bałem
Dla mnie ateizm jest dogodnym rozwiązaniem. Częściowo usuwa dylematy. Nie wierzę w coś, co mi nie odpowiada. Poza tym, tyle jest tych religii na całym świecie. To tylko potwierdza utartą frazę, że to nie bóg stworzył człowieka, a człowiek boga. Tak to widzę. No bo dlaczego po śmierci mamy iść powiedzmy do chrześcijańskiego raju, a nie zostać przeprowadzeni przez Styks, a potem siup do Hadesu? No i najlepsze, dlaczego Jezus "objawia się" na studenckich patelniach, odbytach zwierzaków domowych, a nie tam, gdzie jest potrzebny?
A co do tego pastafarianizmu... Dla mnie to forma pewnej kpiny, może nawet "żywej" satyry. Dla mnie jest to w pewnym sensie dobre, może niektórym dać do myślenia. Sam bym się w coś takiego nie angażował, bo choć nieliczne są kwestie, do których choć staram się podchodzić poważnie, to ta jednak do nich należy. Nie przeczę, często mi się zdarza z religii pożartować, ale jeśli chodzi mi o własne "wyznanie" czyli jego brak w tym przypadku, to nie interesuje mnie zabawa w te jednorożce itd.