Witajcie!
Chciałbym poruszyć temat sztuki (mam nadzieję, że mogę użyć tego słowa) jaką jest
Parkour. Otóż polega ona na "pokonywaniu" grawitacji czy jak kto woli robieniu "Matrix'a". Zapewne słyszeliście o tym, gdyż kilka razy pojawiało się w ogólnodostępnych mediach (np. telewizja). Co do samego tego sportu...
Lekarze twierdzą, że takie wyczyny okropnie
obciążają stawy i w latach późniejszych możemy odczuć skutki tego co robiliśmy wcześniej.
Osobiście uważam to za dobrą rzecz, jeżeli robi się to z pewnym sensem, gdyż bieganie i robienie salt w powietrzu czy efektowne przeskakiwanie przez płot nie jest bardzo potrzebne. Ostatnimi czasy bardzo przydały mi się podstawy tej sztuki. Mianowicie - uciekając przed psem. Wiem brzmi to dosyć śmiesznie, jednak prawdziwe są moje słowa. Mieszkam na przedmieściach Gdyni, gdzie włochatych bestii jest tyle ile ofiar Stalina. Jeden z tych kudłaczy postanowił "zabawić" się ze mną. Dla mnie nie była to ciekawa rekreacja, gdyż spostrzegłem się, kiedy pies był za mną w odległości 20 - 15 metrów. Rzecz jasna zacząłem biec ile sił w nogach... Widząc pierwszy lepszy płot, postanowiłem przez niego przeskoczyć, niestety agresor okazał się o tyle sprytny, że nie była to dla niego wielka przeszkoda. Po 5 minutach biegu, skoków i obrotów obróciłem się i już psa nie widziałem. Do teraz nie wiem czy nie czyha na mnie za rogiem.
A co Wy o tym sądzicie?
Dla ogólnego rozświetlenia sprawy mogę wam pokazać film, który obrazuje czym jest
Parkour.
ZOBACZ