Kilka dni temu skończyłek lekturę "Powstania' 44" N. Daviesa, więc czuję się na siłach do dyskusji.
Najważniejsza sprawa, któa dotyczy powstania - w było skierowane przeciwko Niemocom tylko we względzie militarnym. Politycznie było antydowieckie. Chęć wyzwolenia stolicy Polski zanim zrobią to Sowieci była uzasadniona. Jednak wbrew pozorom alianci pomagali nam, a raczej starali się. Odbywały się zrzuty zaopatrzenia, chociaż była to pomoc raczej symboliczna. Wybuchu powstania nie uzgodniono z żadnym z mocarstw alianckich, co było konieczne. Rozmowy premiara Mikołajczyka w morkwie zakończyły się fiaskiem. Sowieci nie udzielili nam pomocy... Ale czy to była ich wina?
I Front Białoruski zdobył Pragę i osiągnął linię Wisły dopiero we wrześniu, w drugim miesiącu powstania. Podczas przeprawy 1. Armii WP Berlinga udzialił wsparcia w postaci lotnictwa i ostrzału altyleryjskiego - czyli zrobił wszytko, co mógł nie łamiąc rozkazu.
Powstanie mogła uratować tylko generalna ofensywa I Frontu Białoruskiego, której Stalin zabronił.
Nie można zapominać, że Sowieci nie byli formalnie sojusznikami "rządu lodyńskiego", z którym zerwali stosunki dyplomatyczne po tym, jak ci zażądali dochodzenia w sprawie ujawnionej przez Niemców masakry w Katyniu.
Powstanie wybuchło, aby Sowietów przywitać nie z pozycji wyzwalanych, ale gospodarzy, co oznaczałoby, że albo zaatakuje AK, jednak rekakcja aliantów zachodnich byłaby oczywista, albo podejmie rozmowy z Rządem Rzeczypospolitej na uchodźstwie na temat powojennej Polski.
Powstanie skierowane politycznie przeciw Sowietom miało szansę się udać tylko dzięki pomocy Armii Czerwonej. Paradoks, błędne koło. Wyszło tragicznie, tylu ludzi straciło życie. Cel nie został osiągnięty, zburzono większoć tego, co zostało z i tak zrujnowanej po walkach w 1939 i powstaniu w gettcie w 1943 Warszawy.
Biada zwyciężonym, ale też nieśmierterlna chwała. Wreszcie możemy oprócz: Vae victis! zawołać: Gloria victis!